Zaczynają się problemy
Monika i Marek zdążyli na dworzec na czas. Powitali rodziców Moniki i zabrali do mieszkania, gdzie dali im czas odpocząć po długiej podróży. Marek zadzwonił wtedy do swojej firmy ubezpieczeniowej i poinformował o zdarzeniu, podając okoliczności wypadku, dane sprawcy, nawet numer jego polisy ubezpieczeniowej. Nie wiedział, czy ze stresu, czy może w wyniku wypadku, ale zaczynała go boleć głowa, a nawet szyja, dlatego zdecydował się iść na pogotowie, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Monika upierała się, że nic jej nie jest.
I tak było do poniedziałku, gdy mama Moniki zauważyła, że córka ma problemy ze skręcaniem szyi i bóle. Monika próbowała lekceważyć sprawę mówiąc, że poduszka jej się źle ułożyła, że ją zawiało, ale mama – jak to mama – nie odpuszczała i zmusiła córkę do pójścia do lekarza.
Lekarz w przychodni sprawdził sprawność szyi Moniki i stwierdził „whiplash”. Kazał brać paracetamol na uśmierzenie bólu, robić ćwiczenia szyi i poczekać 6-8 tygodni.
W tym czasie firma ubezpieczeniowa sprawcy zgłosiła się po samochód, żeby wziąć go do naprawy. Na ten czas Marek dostał samochód zastępczy, więc mógł pokazać teściom najpiękniejsze i najsłynniejsze miejsca regionu,.
Tygodniowa wizyta rodziców Moniki dobiegła końca. Wszystko wróciło do normalności. No, prawie wszystko. Marek bowiem zaczął uskarżać się na bóle głowy, szyi, a Monice czasem to się tak kręciło w głowie, jak po karuzeli. Mieli jednak nadzieję, że po 6-8 tygodniach wszystko minie. Tymczasem ból nie mijał. Nie udało się też naprawić ich Peugeota. Jak się dowiedzieli, koszty remontu przewyższają wartość samochodu. Zamiast samochodu dostaną czek na tysiąc funtów. Marek kupił więc inny samochód i czekał na czek, który nie przychodził.
Znowu stres
Głowa bolała Marka i Monikę nie tylko w wyniku urazu, ale również z nerwów. Gdy w grudniu skontaktowali się telefonicznie z ubezpieczycielem sprawcy, ten nagle stwierdził, że nie ma takiej polisy, że sprawa nie istnieje w ich rejestrach. Powołanie się na posiadanie dokumenty, dane oraz postraszenie Ombudsmentem poskutkowało. Nagle, u czwartego rozmówcy-konsultanta z firmy ubezpieczeniowej, sprawa się odnalazła i obiecano przesłanie czeku.
Nie tak szybko
W połowie stycznia obiecany czek przyszedł, z dziwnym listem stwierdzającym, że należy go traktować jako ostateczne zamknięcie sprawy i końcowe odszkodowanie. W tym momencie Monika i Marek zdali sobie sprawę z tego, że przecież ich zniszczony samochód to nie wszystko. Kto zrekompensuje ich ból, problemy z poruszaniem szyją? Mają być ofiarami nieuważnego kierowcy?
Monika już wtedy była po pierwszej wizycie u fizjoterapeuty, który ułożył dla niej plan ćwiczeń i kolejnych wizyt, łącznie z akupunkturą. Markowi bóle głowy i szyi też nie przeszły po sześciu czy ośmiu tygodniach. Dlatego też postanowili sprawę przekazać specjalistom – angielskiej kancelarii prawnej, zajmującej się odszkodowaniami, a zatrudniającej mówiących po polsku konsultantów.