Z danych pochodzących z różnych źródeł wynika, że w ostatnich latach tylko w Bostonie osiedliło się około 9 tys. cudzoziemców. Pomysłodawcy demonstracji podkreślają, że wydarzenie nie było skierowane przeciwko konkretnym imigrantom. Członkowie Boston Protest Group uważają, że duża liczba imigrantów bardzo mocno oddziałuje na lokalny rynek pracy, służby publiczne i system opieki socjalnej - czytamy w serwisie BBC News.
- Protest cieszył się dużym zainteresowanie, mieliśmy dobrą frekwencję, dobry odzew wśród ludzi, wśród prawych ludzi. Udało nam się przedstawić nasz punkt widzenia w sposób spokojny i pokojowy – mówi Dean Everitt, organizator spotkania. – Mam nadzieję, że informacja o tym wydarzeniu dotrze do środowisk rządowych. Jeśli będzie trzeba powtórzymy protest bliżej Westminsteru.
- Udało nam się pokazać, że nie jesteśmy prawicowymi oprychami, nie jesteśmy rasistami, jesteśmy zwykłymi ludźmi, którzy mają już dość życia w cieniu imigracji. Pracuję razem z Polakami i nawet oni sami zaczynają mówić, że w naszym rejonie jest ich już stanowczo za dużo – dodaje Everitt.
Nie wszyscy podzielają argumenty rodowitych mieszkańców Lincolnshire. – Wielu Anglików nie chce iść do pracy do miejscowych fabryk, bo unikają ciężkiej pracy. Ja sam pracuję w fabryce, w której zatrudnieni są sami Polacy, Łotysze i Litwini – mówi imigrant Martins Zagers. – Pracuję ciężko i nie biorę żadnych zasiłków. Jestem zbyt dumny, by sięgać po zasiłki.
Protest w Bostonie miał się już odbyć w ubiegłym roku, ale lokalne władze obiecały powołanie grupy roboczej mającej rozwiązać problem zgłaszane przez protestujących. W wyniku jej pracy powstał raport na temat zmian w strukturze lokalnej populacji. Jednak członkowie Boston Protest Group twierdzą, że to za mało, a problem „posunął się za daleko”. Zapowiedziano już kolejną demonstrację, tym razem ma się ona odbyć w Spalding.
Reporter lokalnej stacji radiowej BBC przyglądał się protestowi w Bostonie. „Wśród około 300 osób widać było wielu młodych, ale nie brakowało też ludzi w średnim wieku. Trzymali tablice z napisami: „Uwolnijcie nas z kajdanów Europy”, „Wracajcie do swojego kraju”. Wiele osób opowiadało mi, że to wydarzenie po raz pierwszy pozwoliło im w końcu wyrazić swoje poglądy publicznie. Dodawali, że czują się zbyt długo ignorowani przez polityków. Megafon chodził z rąk do rąk, uczestnicy spotkania mieli możliwość wypowiedzenia swoich żalów, ale organizatorzy podkreślali, że to nie jest protest przeciwko imigrantom jako takim, ale przeciwko polityce imigracyjnej rządu. W pewnym momencie doszło nawet do dialogu pomiędzy uczestnikiem protestu i pewnym Polakiem, który podkreślił, że zawsze ciężko pracował, ale wyraził swoją sympatię dla uczestników spotkania życząc im powodzenia” – czytamy w relacji reportera BBC.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk