Zwłoki 46-latka znaleziono dopiero sześć tygodni po zgłoszeniu zaginięcia. Ciało wyłowione z rzeki Don było w dość zaawansowanym stanie rozkładu. Wokół talii zmarłego znajdował się sznur. Początkowo śledczy przypuszczali, że Polak sam obciążył się za pomocą sznura i popełnił samobójstwo. Jednak późniejsze analizy nie potwierdziły jednoznacznie tej tezy. Sekcja zwłok wykazała bowiem liczne obrażenia głowy, złamane żebra i wiele siniaków.
Wszystko zaczęło się w styczniu 2009 roku, kiedy to Jarosław Szank został zwolniony z pracy w magazynie. Powodem był fakt, że pomylił się przy realizacji zamówienia. Miesiąc później znaleziono jego zwłoki w rzece.
Tajemnica śmierci
Zdaniem koronera, nie wiadomo do końca, czy zwolnienie z pracy mogło pchnąć mężczyznę do próby samobójczej. 46-latek określany był jako osoba raczej zamknięta w sobie, ale za to ciężko pracująca i uprzejma. Niestety śledztwo trwało dość długo, sama identyfikacja zwłok zajęła trzy miesiące. Kiedy policjanci chcieli przesłuchać współpracowników czy kolegów mężczyzny, okazało się, że wielu z nich wróciło już do Polski.
Sekcja zwłok bez wątpienia potwierdziła, że przyczyną śmierci mężczyzny było utonięcie. Nie wiadomo niestety, w jakich okolicznościach doszło do tragedii. Nie ma żadnych dowodów na to, że to 46-latek sam owinął się sznurem.
Jarosław Szank przyjechał do Doncaster w 2008 roku. Regularnie kontaktował się ze swoją rodziną w Gdańsku. - Nie udało się tez potwierdzić tezy, że pan Szank został uderzony w głowę, pobity, skrępowany i wrzucony do rzeki. To dość zagadkowa śmierć, żadnych świadków i niewiele materiału dowodowego – dodaje koroner.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.