Nie wiedzą, że są dla nich książki
- Jednak uważam, że najważniejszą przyczyną zaistniałej sytuacji jest to, że większość Polaków nie zdaje sobie sprawy z możliwości wypożyczenia polskich książek w lokalnej bibliotece publicznej. Często spotykam się z czytelnikami, którzy zapisują się do naszej biblioteki. Jadą z drugiego końca Londynu, z miejsca gdzie wiem, że wysyłamy książki. Pytam: wie pan/pani, że u państwa w bibliotece są dostępne polskie książki? I odpowiedź jest zawsze ta sama: oj, nic o tym nie wiem! Są zdziwieni - opowiadała Dorota Dubiel.
- My nie mamy wpływu na to, czy brytyjska biblioteka będzie korzystała z CCL czy nie. Wszystko zależy od Polaków-czytelników. Trzeba chodzić i upominać się o te książki - tłumaczy.
W prawie brytyjskim są przepisy nakazujące zapewnienie książek w języku ojczystym każdej mniejszości narodowej, jeśli ona wykazuje nimi zainteresowanie. Jak się wejdzie do jakiejkolwiek brytyjskiej biblioteki, to można zauważyć tam różnojęzyczne działy, nie tylko europejskie. Ci czytelnicy walczą o swoje. Polskie działy są rzadkością. Czy winić za to biblioteki, czy też czytelników, ich niewiedzę i brak zainteresowania tym, co jest ich prawem, przywilejem?
Może Polacy nie chcą czytać?
Kolejne pytanie samo się nasuwa - może w ogóle nie chcemy już czytać? Jak podkreśla Dorota Dubiel nie ma, co liczyć na to, że działy polskie w brytyjskich bibliotekach pojawią się samoczynnie.
- Każda biblioteka podlega pod lokalny council, który nie będzie wydawał pieniędzy na „jakąś tam” polską kolekcję, jeśli nie dostanie sygnału, że jest ona potrzebna, że jest zainteresowanie. Ilość książek polskich i ich obecność w brytyjskich bibliotekach zależy od ilości polskich czytelników, którzy o nie proszą. Z drugiej jednak strony polscy czytelnicy często nie wiedzą, że mogą o nie pytać - więc najwyraźniej CCL potrzebuje akcji reklamowej - dodaje Dorota.
Najbezpieczniej do POSK-u?
Być może jednak problem zaniku czytelnictwa łączy się silnie z problemem asymilacji Polaków, którzy często nie asymilują się wcale, lub odwrotnie - zupełnie odwracają się od polskości. Pierwsi, żyją w polskich gettach i nie znają angielskiego na tyle, żeby pójść do lokalnej biblioteki i założyć konto, a drudzy? Cóż, oni czytają już tylko po angielsku.
- Uważam, że założenie konta w lokalnej bibliotece jest częścią zapuszczania korzeni… - potwierdza Dorota. - Jest na pewno ogromna ilość Polaków, którzy znają język angielski w stopniu bardzo podstawowym lub w ogóle go nie znają - albo nie znają na tyle, żeby czytać po angielsku. Wydaje mi się jednak, że sama świadomość możliwości dostania polskiej książki w bibliotece - nieważne, że tam mówią po angielsku - jest istotna - podkreśla. Ciągle, jednak nie można oprzeć się wrażeniu, że niektórzy polscy czytelnicy czują się "bezpieczniej" wśród polskich bibliotekarzy i wolą przyjechać do POSK-u.
- Z tych 23 bibliotek, z którymi obecnie współpracujemy często trafiam na kogoś, kto mówi po polsku, więc nie wydaje mi się, żeby Polacy mieli wielki problem z dogadaniem się w swoich lokalnych bibliotekach. Ponadto można kogoś ze znajomych poprosić, żeby ten jeden raz poszedł i pomógł się zapisać - a później można już wypożyczać książki samemu – zachęca Dorota.