Oczywiście, im dłużej żyje się w danym kraju i częściej używa języka jego mieszkańców tym mniej popełnia się omyłek i niezręczności. Pewnych kwestii nie da się jednak przeskoczyć, bo - jak słusznie zauważa Zinken - za językiem stoi określona kultura i w języku tak jak i w obcym kraju trzeba się "zadomowi". To się udaje, ale wymaga determinacji i tylko wtedy, gdy przestaje się traktować języka urodzenia, jako więzienie, z wyrokiem dożywocia.
Te różnice kulturowe objawiają się w różny sposób i nie tylko w języku. My gotujemy ziemniaki w osolonej wodzie. Anglicy twierdzą, że w ten sposób zabijamy smak i solą je dopiero na talerzu. Dla nas są one dalej bez smaku.
Polacy i Brytyjczycy się nie rozumieją
Problemem wzajemnego nierozumienia Polaków i Brytyjczyków zajmują się nie tylko naukowcy, ale i artyści. Po trzech miastach Midlandów (Birmingham, West Bromwich i Walsall) jeździła ciężarówka z czterema bilbordami, które są pracami brytyjskich i angielskich artystów. Wystawa jest pomysłem Galerii Rusz z Torunia, która od ponad dziesięciu lat organizuje wystawy mobilne, wykorzystując często właśnie bilbordy. Obecna wystawa ruchoma nazywa się "Język polski". W przedsięwzięciu biorą udział: Joanna Górska, Rafał Góralski, Marek Titchner (nominowany w 2007 r. do Nagrody Turnera) i Andrew D. Willett.
Artyści wspólnie zmierzyli się z zagadnieniem polskiego języka, jako nośnika mitów, przekonań, schematów myślowych i idei, które są charakterystyczne dla polskiego społeczeństwa, by w ten sposób przybliżyć Brytyjczykom polską kulturę. Wystawa proponowana przez zespół polsko-angielskich artystów ma na celu zmianę optyki postrzegania Polaków i uświadomienia Brytyjczykom, że nie są to tylko ludzie poszukujący zarobku poza granicami własnego kraju, ale mogą poszczycić się bogatą tradycją i fascynującą kulturą. Przewidziano też spotkanie mieszkańców miast z artystami, podczas których tłumaczą oni swoją koncepcję sztuki.
Pracując nad wystawą, jak zapewniają artyści, sięgnęli do Mickiewicza, Kraszewskiego i innych polskich pisarzy. Jaki to dało rezultat? Powiedziałabym: zabawny. I tyle. Nie wiem, czy dzięki tym pracom ktokolwiek lepiej Polaków zrozumie.
Więcej o tej mobilnej wystawie przeczytasz
tutaj.
Pokazać swoje przywary
Aby nie było wątpliwości: przedsięwzięcie uważam za świetne. Nie lubię tylko używania wielkich słów, tam gdzie są one nie potrzebne. Sam pomysł, by bilbordy, które bombardują nas na każdym kroku natrętnymi reklamami i są w pewnym sensie symbolem konsumeryzmu, użyć do prezentowania sztuki, uważam za znakomity. Prace pokazywane tym razem przede wszystkim dowcipne, inteligentne. Pokazują też różnicę myślenia Polaków i Brytyjczyków.
Polscy artyści w sposób twórczy przekształcili polskie przysłowia. W rezultacie na mamy hasła: "Let’s be the architects of our own misfortune" (Joanna Górska) i "Instead of digging our own grave let’s dig down to the source" (Rafał Górski). Brytyjczycy są skupieni na sobie: "Defend me from myself" - prosi Marek Titchner. "I can’t make you happy" - skarży się Andrew D. Willett. I tu mamy wyraźnie zaznaczone różnice kulturowe. Czy porozumienie ponad kulturami jest w ogóle możliwe?
Katarzyna Bzowska, Dziennik Polski
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.