Z najnowszych informacji wynika, że policja odwołała poszukiwania lwa. Jak powiedział rzecznik lokalnej policji, nie natrafiono na żadne ślady lwa i prawdopodobnie doniesienie dotyczyło dużego kota domowego.
Wszystko zaczęło się w niewielkiej wsi St Osyth w pobliżu miejscowości Clacton-on-Sea w Essex. Pewien mieszkaniec fotografował okoliczne krajobrazy, gdy nagle w obiektywie zobaczył zwierzę przypominające lwa. Natychmiast zawiadomił policję.
W krótkim czasie gotowa była ponad trzydziestoosobowa ekipa złożona z policjantów i strażaków. W powietrze wzbiły się dwa helikoptery policyjne. W tym samym czasie funkcjonariusze skontaktowali się z ekspertami z ogrodu zoologicznego, który pokazano zdjęcia zrobione na polu wokół St Osyth. Ich zdaniem na zdjęciu rzeczywiście można było dostrzec biegającego na wolności lwa. Policjanci szybko też sprawdzili, czy lew nie jest uciekinierem z zoo. Lwy szybko policzono i potwierdzono, że o ucieczce nie może być mowy. Ktoś jednak przypomniał, że niedawno w tej okolicy gościł cyrk.
Brenda Lord, właścicielka Earls Hall Farm w St Osyth, twierdzi, że lwa widziało nawet kilka osób. Głównie turystów. Jednej osobie udało się zrobić wspomniane zdjęcie. – Policja nakazała nam pozostanie w domach. Cały czas widać latające helikoptery – opowiada kobieta, która o postępach w akcji zaczęła informować wszystkich na Twitterze.
- Początkowo myślałem, że to jakiś żart, ale szybko zorientowaliśmy się, że coś jest na rzeczy. Całe to zamieszanie zaczęło martwić turystów. Widać, że policjanci traktują tę sprawę bardzo poważnie – mówi Dave Sparks, właściciel pobliskiego pubu Red Lion.
W innym pubie w St Osyth również trwają ożywione dyskusje na temat pochodzenia tajemniczego lwa. – Kilka tygodniu temu był u nas cyrk, część osób przypuszcza, że zwierze mogło uciec z klatki. Inni stawiają na ogród zoologiczny. Sytuacja jest niecodzienna, raczej rzadko się zdarza, aby sąsiad zagadując do ciebie pytał czy widziałeś może już lwa? – dodaje właścicielka pubu King's Arms.
Rzecznik lokalnej policji potwierdza, że “na polach w pobliżu Earls Hall Drive w St Osyth widziany było duży kot, prawdopodobnie lew”. Do zdarzenia miało dość w niedzielę około godz. 19.
To nie pierwszy tego typu przypadek, że na brytyjskiej prowincji ktoś zauważył dzikie zwierzę. Kilka miesięcy temu pasażerowie pociągu jadącego przez Shepley w hrabstwie Yorshire mieli przymusowy dwugodzinny postój. Policja zakazała opuszczania wagonów, po tym jak dostała sygnał od kobiety, która zauważyła lwa. Akcja poszukiwawcza z udziałem helikoptera nie przyniosła rezultatów. Dzikiego zwierza nie znaleziono. Podobna akcja miała miejsce na polach wokół Hedge End w Southampton. Ktoś widział tam „białego tygrysa”. Na miejscu zjawiła się policja i eksperci z pobliskiego zoo. Szybko zlokalizowano obiekt, kamera termowizyjna z helikoptera nie potwierdzała jednak żadnego źródła ciepła. Wkrótce się okazało, że tygrys to po prostu wypchana zabawka.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk