Alkohol, otyłość, choroby weneryczne
Nie bez znaczenia jest i to, że najczęstsze przyczyny zgonów w Wielkiej Brytanii, są bezpośrednio związane z określonym stylem życia. Każdego roku najwięcej osób umiera z powodu chorób układu krążenia – w 2009 było to prawie 160 tys. Brytyjczyków.
Przy czym – ponownie – jest ich znacznie więcej w biedniejszych częściach kraju. Tylko statystyki uwzględniające Anglię pokazują, że w niektórych regionach na północy zgonów spowodowanych atakami serca jest nawet cztery razy więcej niż w... Kensington i Chelsea. Zresztą i w samym Londynie różnice są ogromne: w Islington dotyczy to trzy razy liczniejszej grupy mieszkańców niż w zamożnych dzielnicach południa miasta.
Zaraz za chorobami serca plasują się nowotwory (140 tys.). A Daleko za nimi znajdują się inne schorzenia oraz np. wypadki samochodowe. Pocieszające jest jedynie to, że liczba zgonów spowodowanych chorobami układu krążenia – choć wysoka – to szybko spada. W ciągu ostatniej dekady aż o 40 proc. Lepiej, choć nie aż tak bardzo, jest też w przypadku nowotworów: tutaj spadek wyniósł kilkanaście procent.
Bardziej znaczące są statystyki, które wskazują na genezę problemów zdrowotnych.
Okazuje się bowiem, że każdego roku ok. 9 tys. osób na Wyspach umiera z powodów związanych z nadużywaniem alkoholu. W tym w kilkuset przypadkach dotyczy to zatrucia. Szybko rośnie - wiązana z ryzykownym piciem, cukrzycą i żółtaczką - liczba poważnych chorób wątroby. Z ich powodu w 2009 roku zmarło kilkanaście tysięcy Wyspiarzy: o 25 proc. więcej niż zaledwie rok wcześniej. Lekarze wskazują także na dramatyczne skutki niewłaściwej diety. Według ich szacunków zmiana zwyczajów żywieniowych Brytyjczyków mogłaby uratować... 30 tys. osób rocznie. Przede wszystkim dzięki ograniczeniu niezwykle wysokiej liczby chorobliwie otyłych.
Poważnym – choć na szczęście na ogół nie śmiertelnym – problemem w Wielkiej Brytanii są też choroby weneryczne. Rejestruje się niemal pół miliona zachorowań rocznie (mniej więcej 1 na każde 10 przeprowadzonych testów daje pozytywny wynik). Każdego roku wykrywa się ok. 200 tys. nowych przypadków zakażenia chlamydią. 30 tys. zaraża się opryszczką narządów płciowych. 17 tys. osób „łapie” rzeżączkę, a prawie 3 tys. syphilis. Na Wyspach żyje też ponad 70 tys. nosicieli wirusa HIV. Szacuje się, że nawet 1/3 z nich jest świadoma zagrożenia, które stwarza.
20 proc. 100-latków?
Mimo wszystkich tych problemów brytyjski rząd chwali się, że w najbliższym czasie mogą pojawić się generacje, w których nawet co piąta osoba będzie dożywać 100 lat. Lekarze tamują jednak te optymistyczne zapowiedzi. Wskazują, że rosnąca grupa żyjących dłużej da się zauważyć w stosunkowo niewielu środowiskach, a dziś trudno przewidzieć dokładny wpływ, jaki na nasze zdrowie będą mieć istniejące od niedawna problemy, takie jak choćby epidemia otyłości i te, które dopiero będziemy musieli rozwiązać: tu pojawia się wskazanie na lekoodporne mutacje znanych chorób. Przykładem jest choćby gruźlica. W 2009 roku zarejestrowano na Wyspach ponad 9 tys. przypadków: prawie 400 chorych nie odpowiadało na terapię.
Jednocześnie, w najbliższym czasie, pogarszająca się sytuacja gospodarcza oraz polityka cięć prowadzona przez administrację Camerona, może odbić się na stanie zdrowia mieszkańców Wysp. A już z pewnością na biedniejszych z nich odbiją się rosnące nierówności i gorszy dostęp do edukacji oraz służby zdrowia, który na ogół towarzyszy ograniczaniu wydatków budżetowych i demontowaniu tych nielicznych (przynajmniej w porównaniu z większością krajów Europy zachodniej) elementów opiekuńczości państwa, które da się zaobserwować w Wielkiej Brytanii.
Da się z tego wyciągnąć tylko jeden wniosek: jeżeli ktoś w najbliższym czasie będzie na Wyspach zdrowszy, to raczej tylko ci, którzy mogą się pochwalić wyjątkowo zasobnym portfelem. I jedynie niewielkim pocieszeniem wydaje się być tutaj to, że – jak zwykle – w Polsce jest jeszcze gorzej.
Tomasz Borejza, Cooltura
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.