MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

25/08/2012 09:54:00

Brytyjskie (nie)zdrowie

Brytyjskie (nie)zdrowieBrytyjczyk urodzony w tym roku może oczekiwać, że dożyje ponad 78 lat. A jego siostra – aż 82. Jednak długość życia zależy m.in. od adresu. Zatem gdzie można dożyć sędziwej starości?

Długość życia na Wyspach sytuuje Wielką Brytanię na mniej więcej – to zależy od tego kto liczy – 20 miejscu na świecie. Dla porównania: Polska jest w szóstej dziesiątce. Jednak nie wszędzie jest tak dobrze. Widać bowiem ogromną przepaść między bogatszym południem kraju i biedniejszą północą.


Szczególnie wyraźnie widać to, gdy porównać najlepsze w tym zestawieniu bogate londyńskie Kensington i Chelsea, gdzie mężczyźni mogą dziś liczyć średnio na 85,1 lat życia, a kobiety na 87,8 i Glasgow, gdzie jest to odpowiednio 71,6 i 78 lat (w Polsce: 72,1 i 80,59). Różnice są tak duże – to szkockie miasto da się porównać np. z Albanią – że mówi się o tzw. „Glasgow Effect” (a niekiedy także szerzej o „szkockim efekcie”).

W Glasgow umierają młodo

Gdy David Walsh z Glasgow Centre for Population Health postanowił porównać Glasgow z dwoma najbardziej do niego podobnymi (przynajmniej pod względem społecznym) angielskimi miastami: Liverpoolem i Manchesterem. Wynik? W Szkocji liczba przedwczesnych zgonów jest o 30 proc. wyższa. Przy czym niemal 2,5 raza częściej ich przyczyną było zatrucie alkoholem i narkotykami. Rejestrowano też o 27 proc. więcej śmiertelnych przypadków raka płuc i 70 proc. więcej samobójstw. W Glasgow o 32 proc. więcej ludzi umierało też z powodu tzw. „przyczyn zewnętrznych”, a więc np. wypadków i przestępstw.

Oczywistym winnym tych różnic – zwłaszcza, gdy porównać Szkocję i zamożne regiony południowej Anglii - wydaje się być bieda (trudna do porównania z tym, co kryje się pod tym terminem w Polsce, jednak wciąż dotkliwa dla tych, którzy jej doświadczają). Ale też wszystko to co z nią związane: a więc np. mniejszy dostęp do opieki medycznej, większy poziom stresu i poczucia zagrożenia oraz gorsza edukacja i brak umiejętności odpowiedniego reagowania na problemy zdrowotne.

Tylko, że sama bieda nie tłumaczy wszystkiego, ponieważ różnice – choć mniejsze - widać także w porównaniu z Liverpoolem i Manchesterem, gdzie wykluczenie społeczne jest na podobnym poziomie. Sam Walsh twierdzi, że nie ma jednego rozwiązania i formułuje ich... 17 (sic!). A wśród nich pojawia się m. in. genetyka (to mogłoby tłumaczyć dlaczego Szkoci po przeprowadzce do Anglii wciąż żyją krócej niż Anglicy), odmienne wartości, większa koncentracja biedy, gorsza dieta (zwłaszcza niedobór witaminy D), niższy kapitał społeczny i gorszy dostęp do opieki zdrowotnej. Autor raportu zwraca też uwagę na możliwość, że większa liczba zgonów związanych z używkami, przy podobnym poziomie sięgania po nie, może oznaczać, iż w Szkocji dominuje bardziej ryzykowna kultura picia.

Ale odwołuje się też do teorii „ataku politycznego”. - Zwiększająca się różnica (statystyki w Glasgow poprawiają się wolniej niż w angielskich miastach) pojawiła się po raz pierwszy na początku lat 80-tych – napisał Walsh w raporcie. Zgodnie z tym przekonaniem za gorszą sytuację w szkockim mieście ma odpowiadać Margaret Thatcher, która doprowadziła do gwałtownej deindustrializacji miasta pozostawiając wielu mieszkańców bez pracy i bez perspektyw na prowadzenie życia, do którego się przyzwyczaili. A to podniosło poziom lęku, alienacji i stresu. I – oczywiście – doprowadziło też do ryzykownego sięgania po używki, większej liczby samobójstw, podniesienia poziomu agresji i wytworzenia kultury, w której swoje miejsce znalazły wszystkie te elementy.

Możliwe? Owszem. A szczególnie dobrze powinni wiedzieć o tym ci, którzy pamiętają to, co towarzyszyło polskiej transformacji. Zwłaszcza w jej pierwszych latach, ale i w okresie bezpośrednio poprzedzającym naszą akcesję do Unii Europejskiej i otwarcie rynku pracy przez Wielką Brytanię. Gwałtowna deprywacja często fatalnie odbija się na zachowaniu całych grup społecznych. Tak samo zresztą jak wysokie bezrobocie i znaczące różnice w dochodach.

Health Gap

Wszystko to da się też złożyć w przekonanie, że ten tzw. „Glasgow Effect” to po prostu wyjątkowo widoczny przejaw szerszego problemu: tzw. „health gap”. Zjawiska, które polega na tym, że z wydłużającej się długości życia korzystają przede wszystkim ci, którzy mają grubsze portfele. Stan zdrowia klasy średniej i wyższej (określanej przede wszystkim przez kryterium dochodów) poprawia się bowiem znacznie szybciej, niż szeregowych pracowników i tych, którzy z pracą mają problemy.

To normalne? Być może. Jednak skala tych różnic w Wielkiej Brytanii należy do największych w zachodniej Europie. A przepaść między zdrowiem bogatych (lub choćby zamożnych) i biednych jest największa od lat 20-tych ubiegłego wieku, kiedy zaczęto prowadzić statystyki. Jedynym okresem, który da się porównać z tym, co dzieje się dziś, był czas Wielkiej Kryzysu.

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska