817 spośród nich jest na wolności dłużej niż pięć lat a 2,5 tys. wyszło z więzienia ponad dwa lata temu. Co miesiąc wypuszcza się kolejnych stu, najczęściej w trosce o ich prawa człowieka. Niemal każdy z nich wyszedł na wolność za kaucją, której warunkiem było opuszczenie Anglii. Według UK Border Agency, która powinna zajmować się ich przekazywaniem za granicę, proces deportacji jest blokowany przez kwestie natury organizacyjnej, najczęściej długie procesy sądowe, nieporozumienia w czasie wysyłki dokumentów pomiędzy zagranicznymi i brytyjskimi urzędami i celowe próby opóźnienia procesu lub oszukania władz, które podejmują byli więźniowie.
Wstyd rządu, radość bandytów
„The Independent" opisuje mężczyznę, którego dziewięć razy próbowano wysłać za granicę, zanim ostatecznie się to udało. Inni zasłaniają się przed deportacją dobrem swoich dzieci mieszkających w Anglii lub wyjeżdżają, by po chwili powrócić, udając, że są z innego kraju. Ci, którym się poszczęściło i proces ich deportacji trwa długo z przyczyn od nich niezależnych, najczęściej nie mają pozwolenia na pracę, więc żyją z zasiłku, mając dostęp do szkół i świadczeń zdrowotnych.
Tak duża liczba groźnych przestępców, którzy niczym nie niepokojeni chodzą po brytyjskich ulicach może być powodem do wstydu dla rządu. W 2006 r., gdy ujawniono, że ponad tysiąc byłych więźniów z zagranicy przebywa w Anglii i nie ma zamiaru jej opuścić, pracę stracił minister spraw wewnętrznych Charles Clarke. Tym razem takich przypadków jest czterokrotnie więcej, a szef UK Border Agency uprzedził, że nie może w krótkim czasie wpłynąć na zmniejszenie tej liczby, bo ma dość problemów związanych z olbrzymimi kolejkami imigrantów na lotniskach. Michael Ellis, deputowany torysów, skomentował sprawę dla „The Independent" - Ludzie zaczynają mieć tego powyżej uszu. Zbyt wiele ludzi spoza granic kraju popełnia przestępstwa i powinni być za to deportowani, a zabiera to zbyt dużo czasu.
Sonia Grodek, MojaWyspa.co.uk