Angielskie szkoły wyższe to nie tylko Oxford i Cambridge, ale też podrzędne uczelnie, których kondycja - według raportu Higher Education Policy Institute (HEPI) - zmusza do stawiania niewygodnych pytań o kompetencje ich absolwentów. Choć liczba abiturientów w ostatnich latach wzrosła o połowę, część z nich nie napracowała się nad zdobyciem dyplomu. Winne są też same szkoły wyższe, które mimo podwyżek czesnego, nie zapewniają lepszego poziomu ani mniej licznych klas.
Kierunki dla leni
Szkoły obwiniane o zaniżanie poziomu to te, które w 1992 roku powstały na bazie dawnych liceów profilowanych, instytutów i politechnik (np. University of Derby, University of West London, London Metropolitan University, University of Lincoln). W nich, wg. raportu, niemal wszystkie przedmioty zajmują w programie nauczania mniej miejsca, niż na tradycyjnych uczelniach. Dla przykładu: na „starych" uczelniach studenci weterynarii tygodniowo poświęcali ok. 38 godzin na zgłębianie wiedzy, podczas gdy na nowych uniwersytetach tylko 27. Podobnie studenci prawa: odpowiednio 31 i 26,5 godziny. Badacze skrytykowali też kierunki, które zdają się być stworzone dla leni. Wśród nich znalazły się np. te związane z dokumentem i mediami masowymi, na których (niezależnie od uniwersytetu) wystarczy być około 20 godzin w tygodniu.
Podobne badania przeprowadzono już w latach ubiegłych. Płynął z nich wniosek, że studenci na brytyjskich uniwersytetach na ogół poświęcają nauce znacznie mniej czasu niż ich koledzy z większości europejskich krajów, a studia i tak trwają najkrócej w Europie. Dyrektor HEPI Bahram Bekhradnia zauważył, że przez to angielscy magistrzy nie mają głębokiej wiedzy i zrozumienia przedmiotu, jakie mają studenci z innych krajów. Może to zmniejszać ich szanse na rynku pracy, a zagraniczne uniwersytety partnerskie i pojedynczych uczniów odstraszać od współpracy.
Sonia Grodek, MojaWyspa.co.uk