Akcje protestacyjne odbędą się w całym kraju – w urzędach, sądach, na lotniskach (m.in. Heathrow), budynkach rządowych. Protestujący nie zgadzają się na rządowe reformy emerytur – według nowych przepisów pracownicy będą płacić wyższe składki emerytalne, później przechodzić na emeryturę i pobierać mniejsze kwoty. - Nasi członkowie uważają, że rząd wziął sobie na cel emerytury pracowników sektora publicznego, aby załatać deficyt budżetowy, który wygenerowały zachłanni bankierzy z City. To jest rażąco niesprawiedliwe – powiedział Gail Cartmail ze związku Unite the Union.
To już drugi strajk obejmujący swoim zasięgiem niemal wszystkie grupy zawodowe sektora publicznego. Ostatni miał miejsce
w listopadzie ubiegłego roku. Wtedy na ulice wyszła 1/3 urzędników państwowych niezgadzających się reformę emerytur.
Niepotrzebny strajk?
Francis Maude z Biura Gabinetu mówi, że dzisiejszy strajk nie ma sensu, ponieważ rząd nie będzie wracał do rozmów na temat emerytur. - Owszem, pracownicy sektora publicznego będą pracowali trochę dłużej i płacili trochę wyższe składki, ale będą otrzymywali gwarantowane emerytury korzystnie dla nich indeksowane – podkreślił Maude. Zdaniem ministra ds. imigracji Damiana Greena, strajk nie ma sensu. - Wierzymy, że społeczeństwo uzna takie zachowania za niedopuszczalne – powiedział minister i podkreślił, że mimo że w akcji protestacyjnej biorą udział pracownicy służb granicznych, to jednak nie powinno to zakłócić pracy UK Border Agency. - Aby zminimalizować zakłócenia przygotowaliśmy specjalnie przeszkolonych pracowników, którzy na okres strajku zastąpią tych, którzy odeszli od swoich stanowisk – dodał Green.
kk, MojaWyspa.co.uk