Eksperci nie mają wątpliwości, że miliardowe transfery z zagranicy wspierają naszą gospodarkę i bieżącą konsumpcję gospodarstw domowych. – Dlatego w wielu polskich rodzinach nie ma biedy – mówi Piotr Bujak, główny ekonomista Nordea Banku. Młodzi pomagają rodzicom głównie dlatego, że mają oni chude emerytury i renty. Dzięki tym pieniądzom jedni mają środki na opłacenie czynszu, inni kupują jedzenie, a jeszcze inni sprzęt RTV i AGD, samochody, budują domy lub nabywają mieszkania. – To wszystko zwiększa popyt wewnętrzny i przyczynia się do wzrostu PKB – podkreśla Bujak.
Osoby, które wracają z zagranicy, przywożą czasem pokaźne kwoty, za które w Polsce uruchamiają własny biznes. Tworzą miejsca pracy nie tylko dla siebie, lecz w wielu przypadkach także dla innych osób. A dzięki doświadczeniom nabytym w innym kraju ich biznes jest bardziej trwały i odporniejszy na konkurencję.
To niejedyne plusy. Zdaniem Jakuba Borowskiego, głównego ekonomisty Kredyt Banku, gdyby nie pieniądze nadsyłane przez Polaków pracujących za granicą, kurs złotego byłby słabszy. Przyczyniają się one do umocnienia złotego, ponieważ zwiększają popyt na naszą walutę.
Są też i pewne wątpliwości. – To dobrze, że emigranci przysyłają część zarobionych pieniędzy. Ale znacznie lepiej byłoby, gdyby nie musieli wyjeżdżać z kraju i mogli pracować na miejscu – mówi prof. Mieczysław Kabaj z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych. Wówczas w Polsce płaciliby podatki, wydawali pieniądze, przyczyniając się m.in. do wzrostu produkcji i rozwoju usług. – Kraj zyskałby zdecydowanie więcej niż z transferu środków – ocenia prof. Kabaj.
Jedno jest pewne. Nie ma programu, który pomógłby ściągać rodaków do kraju. Zresztą nie miałoby to większego sensu, bo ponad 2,1 mln osób nie ma pracy. Gdyby nastąpiły masowe powroty, bezrobocie mogłoby wzrosnąć i zamiast dużego strumienia pieniędzy mielibyśmy dodatkowe kłopoty.
Janusz K. Kowalski, Dziennik Gazeta Prawna
Chcesz mieć zawsze aktualny serwis gospodarczo-prawny?
Zamów pełne wydanie Dziennika Gazety Prawnej w internecie.