W Wielkiej Brytanii przebywa około ćwierć miliona Polek. Statystyczna polska emigrantka nie ukończyła jeszcze 35 lat i albo już urodziła, albo niebawem urodzi dziecko. Najważniejszym w tej wyliczance jest punkt ostatni: dzieci. Stał bowiem się „cud” – Polki na emigracji przestały się bać macierzyństwa. Wręcz przeciwnie! Pod względem „współczynnika dzietności” wyprzedziły wszystkie inne nacje zamieszkujące Wielką Brytanię – Hinduski, obywatelki Bangladeszu, a nawet Pakistanki! W triumfalnym marszu na czoło tej stawki nie przeszkodził nam nawet gospodarczy kryzys. Tymczasem w Starym Kraju porodówki świecą pustkami, a demografowie załamują ręce ostrzegając, że niebawem nad Wisłą i Odrą mieszkać będzie społeczeństwo emerytów. No to jak jest w końcu z tymi Polkami? Chcą mieć te dzieci, czy nie?
Kilka tygodni temu Główny Urząd Statystyczny podał dane o „sytuacji społeczno – gospodarczej kraju” w roku 2011. Dla demografów wieści w tym raporcie były dwie: dobra i zła. Dobra to taka, że wciąż jesteśmy na plusie (w ubiegłym roku urodziło się w Polsce o 15 tysięcy osób więcej aniżeli zmarło). W porównaniu z rokiem 2010 liczba urodzin spadła jednak aż o 22 tysiące i to jest już zdecydowanie gorsza nowina, a prognozy na przyszłość są zgoła fatalne. Za 2 – 3 lata liczba zgonów ponownie przewyższy liczbę urodzin i każdym kolejnym rokiem ta różnica będzie się zwiększać (za 10 lat będzie wynosić już około 100 tysięcy). Na pytanie o powody dla których Polki coraz rzadziej decydują się na urodzenie dziecka odpowiedzi od lat są te same: postawiły na wykształcenie, karierę, na realizację swoich ambicji oraz zainteresowań, chcą poznać świat i nie zamierzają ograniczać się do roli „Matki Polki”. No i wreszcie „last but not least” dziecko już dawno stało się w Starym Kraju dość ryzykownym „biznesem”. Rodzice przeważnie są zdani tylko na siebie. To oni głównie ponoszą koszty wychowania dziecka (a jak skwapliwie wyliczyło Centrum im. Adama Smitha na utrzymanie dziecka do 20 roku życia trzeba wyłożyć 190 tysięcy złotych czyli równowartość średniej wielkości mieszkania). Państwo oficjalnie deklaruje chęć pomocy młodym rodzicom, lecz w praktyce niewiele z tych obietnic wynika, zaś pracodawcy w najlepszym razie życzliwie „tolerują” wynikającą z takiego stanu rzeczy przerwę w pracy (choć i tak pod tym względem jest zdecydowanie lepiej niż jeszcze dekadę temu). Wszystkie te argumenty zostały już tyle razy powtórzone, że uznaliśmy za naturalne, iż tak już po prostu być musi.
Matki Polki liderkami
Pomyłka. Tak wcale być nie musi. Starczyło bowiem, by Polki postawiły nogę na brytyjskiej ziemi, a nagle obudził się w nich uśpiony macierzyński instynkt. Już w 2006 roku miały jeden z najwyższych „współczynników płodności” ze wszystkich narodowości zamieszkujących w Wielkiej Brytanii, ustępując jedynie Pakistankom, Hinduskom i obywatelkom Bangladeszu czyli nacjom, których tradycyjnie wysoka dzietność nikogo raczej specjalnie nie dziwi. Po kolejnych 2 latach awansowaliśmy w tym rankingu o 2 pozycje, w roku 2009 zmniejszyliśmy dzielący nas od Pakistanek dystans do niespełna 250 urodzin, aż wreszcie w roku 2010 z wynikiem przeszło 20 tysięcy urodzonych w Anglii i Walii polskich dzieci objęliśmy prowadzenie w owej klasyfikacji (gdyby przyjąć, że Polki ze Szkocji oraz Irlandii Północnej poprzestały na poziomie z roku 2009, to trzeba by do tej liczby dołożyć jeszcze ok. 3,5 tysiąca maluchów). W pełni wiarygodnych danych za rok 2011 jeszcze nie ma, więc nie wiadomo, czy utrzymaliśmy pozycję „lidera”. Wiadomo natomiast, że obraz Polki przedkładającej karierę nad macierzyństwo okazał się być w dużej mierze zafałszowany.
- Potwierdziło się jednak to, że jesteśmy społeczeństwem bardzo rodzinnym - stwierdza prof. Krystyna Iglicka, demograf z Centrum Stosunków Międzynarodowych. Na potwierdzenie swych słów przypomina wyniki tzw. badań panelowych, z których wynika, że statystycznej Polce marzy się dwójka dzieci. - I te marzenia realizują teraz na emigracji – puentuje prof. Iglicka.