Żołnierze wyjeżdżali z bazy, kiedy - według świadków - otworzyli do nich ogień i obrzucili granatami mężczyźni w półciężarówce. Żołnierze zaczynali rutynowy patrol w dwoma terenowymi Land Roverami. Według niektórych źródeł, kierowca jednego z ostrzelanych samochodów stracił panowanie nad kierownicą i potrącił kobietę z dwójką dzieci.
W Basrze trwają poszukiwania sprawców. Brytyjskie oddziały wprowadziły specjalne środki bezpieczeństwa. Miejsce zdarzenia zostało odgrodzone. Na wielu drogach miasta ustanowiono punkty kontrolne: szczegółowo przeszukiwane są większe samochody, bo właśnie takim posługiwali się zamachowcy.
Zabici byli żandarmami wojskowymi, potwierdziło brytyjskie Ministerstwo Obrony. Przedstawiciele brytyjskiej armii w Basrze ustalają dokładne okoliczności zajścia. Zapewniają, że atak w żadnym razie nie zakłóci misji.
"Straciliśmy żołnierzy, ale jesteśmy zdeterminowani i będziemy pomagać społeczności Basry i mieszkańcom południowo-zachodniego Iraku, którzy w ogromnej większości popierają nasze działania", powiedział rzecznik armii major Ian Poole.
Ostatni atak na brytyjskich żołnierzy wpisuje się w szereg napaści trwających cały ostatni miesiąc. Przypadają też w okresie protestów Irakijczyków wywołanych brakami prądu i paliwa.
Spośród 10 zabitych dotąd w Iraku Brytyjczyków, 9 należało do żandarmerii. Stan rannego w ostatnim ataku żandarma określany jest jako stabilny.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.