Londyn
Po wojnie życie wcale nie było wcale proste. – Rosjanie przejęli kontrolę nad miastem. Ja urodziłem się jeszcze we Lwowie w 1945 r. Potem przenieśliśmy się do Krakowa, a później do Gliwic. Rosjanie wydali Polakom przepustki, żeby mogli wyjechać z Lwowa do kraju.
Tuż po wojnie potrącony przez sowiecką ciężarówkę zginął Leopold Socha. – Wiadomość o śmierci Sochy bardzo zasmuciła moich rodziców. Tak bardzo się poświęcił, żeby im pomagać i zginął zaraz po wojnie. Byli mu niezmiernie wdzięczni za to jak im pomagał. Po śmierci Sochy wszyscy ocaleni próbowali pomagać jego rodzinie – wspominał Henry. Niestety, później po wojnie paczki z Zachodu czy z Izraela nie były dobrze widziane w komunistycznej Polsce. – Moja matka dopiero po latach spotkała się z żoną Sochy w Paryżu.
Henry zapytany dlaczego jego rodzice przenieśli się na Zachód odpowiedział: - Chcieli lepsze go życia, chcieli wyemigrować do Ameryki, dlatego pojechali do Niemiec do obozu DP, a później dostali się do Wielkiej Brytanii. I już zostali… Wuj mojej matki był tam w polskiej armii. Dzięki pomocy Czerwonego Krzyża matka dowiedziała się, że wuj żyje i mieszka w Wielkiej Brytanii. To on poradził im, żeby przyjechali do Londynu, pomógł im załatwić wizy. Ów wuj był jej jedynym żyjącym krewnym. Jej rodzice, siostra, brat, wszyscy zginęli – opowiadał Henry. – Potem moi rodzice wyjechali do Irlandii, gdzie urodziła się moja siostra. Pracowali tam w stołówce dla uchodźczych dzieci. Później pracowali w londyńskich szkołach. A kiedy dostali odszkodowania za straty wojenne, rozpoczęli własną firmę cateringową.
Henry wspominał, że po doświadczeniach wojennych jego rodzice byli bardzo ostrożni w kontaktach z innymi ludźmi. Nie zawierali szybko przyjaźni. Natomiast ci, którzy przeżyli z nimi piekło w kanałach Lwowa jakby zastąpili im straconą rodzinę, stworzyli nową. – Jesteśmy jak rodzina – mówił Henry – widujemy się, jesteśmy w kontakcie. Ostatnio byliśmy razem na pokazie filmu Agnieszki Holland w Berlinie.
Henry zapytany czy jego ojciec w codziennym życiu był taki, jak we Lwowie odpowiedział:
– W życiu był takim sam. Zawsze był jeden krok do przodu. Jestem z niego bardzo dumny. Jestem dumny obydwojga moich rodziców.
Justyna Daniluk, Dziennik Polski