Tym, którzy własny kąt już posiadają, a na czas Euro nie zamierzają przyjmować pod swój dach fanów futbolu pozostaje szukać innego sposobu na zainwestowanie przesyłanych od bliskich pieniędzy. I tu czeka ich twardy orzech do zgryzienia. Bankowe lokaty oraz obligacje skarbu państwa gwarantują zysk pewny (w obecnej sytuacji na rynkach finansowych jest to samo w sobie zaletą), ale raczej nędzny. Oprocentowanie tych pierwszych, w najlepszym razie, sięga nieco ponad 6 „oczek” w skali roku (minimalnie korzystniejsze warunki oferują lokaty miesięczne, czy kwartalne), w przypadku tych drugich roczny zarobek wynosi od 4,5 do 5,75 procent. Od tych zysków trzeba oczywiście zapłacić jeszcze tzw. „podatek Belki” (dni lokat, umożliwiających jego obejście, są już policzone).
Jeśli komuś się marzą większe zyski, może próbować szczęścia na giełdzie, ale to gra dla ludzi o mocnych nerwach. Kursy wzrosną, czy może spadną – opinie ekspertów są sprzeczne. Pewne jest tylko to, że na uspokojenie się sytuacji raczej nie ma co liczyć. W ubiegłym roku zysków nie gwarantował nawet zakup akcji na rynku pierwotnym – boleśnie przekonali się o tym ci, którzy mieli nadzieję zarobić na akcjach Jastrzębskiej Spółki Węglowej. W chwili debiutu trzeba było za nie płacić 136 złotych, lecz w ciągu kilku tygodni straciły niemal 40 procent swojej wartości i do dziś dnia nie odrobiły strat z letniego „dołka”. Z drugiej strony jeśli ktoś kupił je właśnie w owym „dołku”, to do dziś na każdej nabytej wówczas akcji zarobił kilkanaście złotych. Ten przykład pokazuje, że rację mają eksperci, kiedy radzą, by kupować, gdy jest tanio”. Ich recepta ma jednak podstawową wadę – nikt nie wie, czy kupione „okazyjnie” akcje za moment nie będą jeszcze mniej warte.
Fala spadków, jaka w drugiej połowie ubiegłego roku przetoczyła się przez warszawską giełdę mocno uderzyła też we większość funduszy inwestycyjnych i produktów strukturyzowanych (czyli połączenia klasycznej lokaty bankowej z uczestnictwem w wybranym funduszem inwestycyjnym). W tym drugim przypadku, jak skwapliwie podliczyli ekonomiści na 470 zakończonych takich „produktów” niewiele ponad połowa przyniosła swym posiadaczom jakiekolwiek zyski (były one zresztą przeważnie na poziomie kilku procent) i wedle znawców tematu raczej nie ma się co spodziewać, że w tym roku będzie lepiej.
Reasumując zatem, bez pieniędzy ciężko jest żyć, ale z nimi też niełatwo.
Tekst: Krzysztof Kruk, Magazyn Emigrant