37-letni Bartosz Orlik i 29-letnia Magdalena Zalesiak mieszkają w St Leonards-on-Sea, miejscowości położonej w południowo-wschodniej części Wysp. Od kilku lat zajmują się tłumaczeniami polsko-angielskimi. Swoją pracę wykonują przede wszystkim w sądach, ale również w szpitalach i samorządach – czytamy w hastingsobserver.co.uk.
Przez ten czas byli zadowoleni ze swojej pracy, wszystko się jednak zmieniło wraz z decyzją rządu UK. Zmieniono przepisy regulujące ich system wynagrodzeń. W efekcie za tę samą pracę otrzymują połowę dotychczasowych dochodów.
Kilka miesięcy temu, firma Applied Language Solutions wygrała przetarg na usługi tłumaczeniowe dla brytyjskiego ministerstwa sprawiedliwości. Kontrakt, który zawarto na pięć lat, przewiduje tłumaczenia sądowe, więzienne, dotyczące spraw przed sądami pracy itd. Oznacza to również, że podległe służby jak policja, będą musiały podpisać zlecenia do umowy ramowej zawartej pomiędzy wspomnianą firmą a ministerstwem.
Do tej pory Bartosz i Magdalena otrzymywali zlecenie bezpośrednio od pracowników sądów i jednostek policji. Nowe przepisy wchodzą w życie od grudnia. Wtedy każdy sąd i każda jednostka policji, która chce wynająć tłumacza będzie musiała zrobić to poprzez firmę Applied Language Solutions.
Wraz z nową umową zawartą na szczytach władzy, zmieniły się też stawki dla tłumaczów. Jak dotąd Bartosz i Magdalena zarabiali około 30 funtów za godzinę pracy. Nowy system kontrolowany przez firmę ALS, redukuje stawkę maksymalną do 22 funtów. A to wszystko po to, aby ministerstwo sprawiedliwości mogło się pochwalić zaoszczędzeniem 60 mln funtów. - Ministerstwo za wszelką szuka oszczędności, ale jakim kosztem się to wszystko odbywa – pyta Bartosz. – Przy takich stawkach drastycznie spadnie jakość tłumaczeń. Będziemy zarabiać dużo mniej i wielu z nas zacznie się martwić o własne przetrwanie. Mam kredyt hipoteczny i sporo rachunków do płacenia. Nie mogę sobie pozwolić na tak drastyczne obniżenie dochodów. Być może będę musiał wrócić do Polski. Z tego co wiem, wielu tłumaczy jest w takiej sytuacji – dodaje Bartosz.
Podobnego zdania jest Magdalena: - Po wejściu w życie nowych zasad, nie będę już zarabiać wystarczająco dużo, aby móc się tu utrzymać. Wydałam sporo pieniędzy na egzaminy i certyfikaty, które uprawniają mnie do bycia zawodowym tłumaczem. Teraz okazuje się, że trzeba będzie się chyba przekwalifikować i szukać innej pracy. Dojdzie do tego, że stawka godzinowa pokryje tylko koszty podróży do danego miejsca, w ten sposób nic nie zarobię – dodaje Polka.
Jak na razie żaden z członków Society for Public Services Interpreters nie zdecydował się na współpracę z firmą Applied Language Solutions. Wygląda na to, że od grudnia rozpocznie się zacięta walka o rynek tłumaczeń w UK.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk