Stella Judge i Sarah Pritchard twierdzą, że w pracy były nazywane leniami, podczas gdy zadowoleni imigranci pracowali w pełnym wymiarze godzin za minimalną stawkę. Protesty obu pań stały się na tyle głośne, że ich sprawą zainteresował się parlamentarzysta Henry Smith. Polityk zapewnił, że problem ten będzie poruszony podczas obrad w Izbie Gmin.
Pan Smith poprosił również szefostwo firmy sprzątającej Jani-King, gdzie doszło do owego incydentu, o szczegółowe wyjaśniania i podanie kulisów sprawy. Zdaniem polityka istnieje obawa, że przypadki zwalniania Brytyjczyków z takich powodów mogą być coraz częstsze.
- Incydent, w którym moi wyborcy są zwalniani z pracy z powodu swojej narodowości, tylko dlatego, że są Brytyjczykami, jest bardzo niepokojący. To dość konkretna sugestia, że wszyscy Brytyjczycy są leniwi, a imigranci zarobkowi są tańsi dla pracodawców – mówi Henry Smith. – Bezrobocie i imigracja to dość problematyczne sprawy. Wiele osób boi się utraty pracy oraz tego, że ich stanowisko zostanie potem objęte przez imigranta. Mam nadzieję, że szybko wyjaśnimy co się wydarzyło w firmie Jani-King – dodaje polityk.
Rzecznik prasowy firmy zlokalizowanej w Kingston zaprzeczył jakoby obie panie zostały zwolnione z podawanych przez nie powodów. – Dwoje naszych pracowników zostało zwolnionych zgodnie ze standardowymi procedurami kodeksu pracy. Powody rozstania się z tymi paniami nie mają nic wspólnego z ich narodowością i pochodzeniem – mówi rzecznik zapewniając jednocześnie, że w całej Wielkiej Brytanii firma Jani-King zatrudnia ponad 1200 osób, dbając też o równość szans wszystkich pracowników.
Zdaniem poszkodowanych kobiet, większość pracowników tej firmy to imigranci – głównie z Mauritiusu i Bułgarii. 57-letnia Stella Judge złożyła już oficjalne pismo w sprawie jej zdaniem niesprawiedliwego zwolnienia z pracy. Obie panie pracowały razem od ponad roku. Wiosną obiekt przejęła firma sprzątająca Jani-King, wtedy kobiety wiedziały już, że „ich dni w pracy są policzone”. Pani Judge została zwolniona na początku lipca, a jej koleżanka trzy tygodnie później.
- Chciałyśmy pracować normalnie od 8.30 rano, a po zakończeniu zmiany iść do domu. Jednak imigranci pracowali tam nawet do 22.30. Kiedy by wychodziłyśmy z pracy, oni nadal tam zostawali. Pracowali na godziny, więc zależało im na dłuższej pracy. Czułam, że zostaniemy zwolnione. Menedżer pochodzi z Bułgarii, podobnie jak większość nowo zatrudnionych pracowników – dodaje jedna z kobiet.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk