Żadna koalicja, która obejmie rządy, nie będzie miała dużego pola manewru. Każda będzie musiała szukać oszczędności, a jednocześnie – tnąc wydatki – zabiegać, by nie hamować rozwoju gospodarki. W takiej sytuacji szczególnej wagi nabierają szczegóły realizowanych programów.
Jednym z najważniejszych punktów jest uzdrowienie finansów publicznych. Rząd Donalda Tuska zobowiązał się wobec Komisji Europejskiej, że w przyszłym roku deficyt budżetowy wyniesie niewiele ponad 3 proc. Cel ten zostanie osiągnięty głównie jednak przez wysoką inflację – przez nią wpływy z podatków są wyższe – oraz ograniczenie inwestycji. Poza planowanym ograniczeniem wydatków samorządów nie widać znaczących pomysłów na zmianę sytuacji. Tę strategię ekipa Tuska będzie najprawdopodobniej kontynuować, bo alternatywą jest podniesienie podatków lub likwidacja ulg.
Rewolucji nie zamierza też przeprowadzić ekipa Jarosława Kaczyńskiego. Planuje ona jednak zwiększyć wpływy do budżetu, uszczelniając przepisy podatkowe. PiS chce wprowadzić jednolity tekst ordynacji podatkowej, która usunie sprzeczności oraz jasno określi obowiązki podatników. Wszystko, co nie będzie zakazane w tej ustawie, ma być dozwolone.
Pozytywnym impulsem dla gospodarki byłoby ograniczenie biurokracji. Próba podjęta w mijającej kadencji spowodowała w rzeczywistości wzrost liczby urzędników o około 80 tys. W nowej kadencji zapowiedzi Platformy również nie są obiecujące – zamierza powołać nowe ministerstwa: informatyzacji oraz energetyki i środowiska, a także chce rozdzielić Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. W resorcie zostałyby służby mundurowe, a wojewodowie podlegaliby bezpośrednio kancelarii premiera. Jednocześnie Tusk nie zapowiada likwidacji żadnego z obecnych resortów.
Ministerstwo energetyki zamierza powołać również PiS. Tu jednak jednocześnie pojawia się pomysł likwidacji Ministerstwa Skarbu Państwa. Nadzór nad firmami państwowymi miałaby przejąć Prokuratoria Generalna. To jednak może oznaczać spowolnienie prywatyzacji, bo obecnie szef resortu skarbu jest odpowiedzialny w znacznej mierze za zapewnienie budżetowi wpływów ze sprzedaży państwowych przedsiębiorstw.
Z pewnością symbolem będzie tu Lotos. Obecny rząd co prawda wstrzymał proces prywatyzacji spółki, ale jednocześnie zapowiedział, że w przyszłości będzie ona przeznaczona pod prywatyzację. PiS jest zdecydowane, by „srebra rodowe” pozostawiać w rękach państwa.
Wiele emocji w czasie kampanii wzbudził gaz łupkowy, a raczej wpływy, jakie z tytułu jego wydobycia mają szerokim strumieniem zasilać kasę państwa. Tu pomysły dwóch konkurencyjnych partii są w gruncie rzeczy podobne – obie zmierzają do wydzielenia osobnego funduszu, który byłby zasilany milionami z gazu. W obu przypadkach firmy eksploatujące złoże musiałyby najprawdopodobniej wejść w spółkę z polskim podmiotem.
Różnica tkwi w szczegółach – PiS uważa, że należy pobierać opłaty górnicze w wysokości 40 proc. wartości złoża, PO jest zdania, że lepiej pobierać opłatę od każdego sprzedanego metra sześciennego paliwa. Formacje różnią się też w określeniu celów funduszu. Według PiS jego cele nie powinny być określone, a o wykorzystywaniu środków większością dwóch trzecich głosów decydowałby Sejm. PO zamierza część pieniędzy z łupków wpompować w system emerytalny.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.