Podobne sytuacje zdarzają się regularnie. Tylko w niedawnych zamieszkach w Manchesterze za okradanie sklepu na wiezienie skazano między innymi trzech Polaków. Gdyby nie podana przez policję ich liczba, z komentarzy na ten temat można było wyciągnąć wniosek, ze grabieży dokonało pół Warszawy.
Nie jest zaskakującym, iż Polacy obrywają, w końcu ogrom emigracji w porównaniu choćby z bułgarską czy litewską jest oczywisty. Co jednak zastanawia, to wyciągniecie Polaków z kontekstu, jeśli chodzi o innych przyjezdnych i skupienie na negatywnych elementach. W końcu kiedy dochodzi do tragedii, pojawia się niejeden raz łatka nieznającej angielskiego polskiej sprzątaczki i awanturujących się po alkoholu jej rodaków.
Te zmieniane ciągłe, na niekorzyść Polaków, horyzonty poznawania i oceniania wydarzeń sprawiają, iż dochodzi do sytuacji jak ta w Leeds – kiedy na sądowej ławce usiadł przedłożony zwracający się do polskiego podwładnego przezwiskiem „Borat”.
„Go home” – napisał ktoś online pod tekstem o morderstwach na Jersey. Wpis szybko usunięto, bo jego dalsza część opisywała Polaków w słowach najgorszych. Idąc tym tropem, wywieść z kraju należałoby Libijczyków, po tym, jak zamachu nad Lockerbie w 1988 roku dokonał al-Megrahi. Londyńskie bombardowania też są dziełem obcokrajowców, a jakoś z ulic nie usunięto ludzi z arabskiego świata.
Gdyby ponad zbrodnie i nieszczęścia zawsze przedstawiać względy narodowościowe i kwitować je jak wyżej, z Hiszpanii, dawnych kolonii i Australii wyrzucić trzeba by popełniających tam przestępstwa Brytyjczyków.
Zdumiewa, jak w XXI wieku, w kraju, który wyrósł na wielowiekowej obecności w nim imigrantów w najdalszych części świata, łatwo przychodzi niektórym wzniecanie narodowościowych kontrowersji i konfliktów. A przecież tragedia jak na Jersey mogła zdarzyć się niekoniecznie w polskim domu. Gdyby z rąk Anglika zginęła brytyjska rodzina, roztrząsanoby zapewne przede wszystkim względy socjalne.
Tymczasem, eksponowanie polskiego pochodzenia sprawcy udaje się wielokrotnie lepiej, niż cała reszta. Ot, kraj tolerancji i równości.
Agnieszka Bielamowicz, Cooltura