Zastanawiające może być, dlaczego w XXI wieku dochodzi jeszcze do takich sytuacji. Odpowiedź nie jest prosta. Zdarza się, że będąc cały czas w określonej sytuacji, popadamy w marazm, niemoc. Często trafiamy do obcego nam środowiska i nawet najbardziej błahy problem urasta do olbrzymich rozmiarów. Jest to pułapka, z której często trudno uciec.
Trzeba wiedzieć jednak, że jest sporo instytucji, które są w stanie nam pomóc. Najprostszym sposobem jest zapisanie się do związków zawodowych i zwrócenie się o pomoc do ich prawników. Jeżeli warunki pracy są zbliżone do tych opisywanych przez małżeństwo, które zgłosiło się do naszej gazety, najprostszym sposobem jest telefon na policję, ponieważ takie traktowanie ociera się już o oskarżenie o niewolnictwo.
Zalecamy też zgłaszanie się do konsulatu, którego wydział prawny powinien nam pomóc. Nie oczekujmy jakiejś wielkiej pomocy materialnej, bo na to polskie urzędy w UK po prostu nie mają budżetu, ale na pewno urzędnicy pomogą w miarę możliwości. Nawet pośrednictwo pomiędzy policją a poszkodowanym obywatelem Polski może zdziałać cuda.
Przykładem może być historia Polaka oskarżonego niesłusznie przez brytyjską policję, który spędził w angielskich więzieniach ponad pół roku. W momencie, kiedy sędzia go uwolnił, okazało się, że w więzieniu, w którym czekał na rozprawę, zgubiono jego dokumenty. Kiedy próbował wyjaśnić sytuację, odsyłano go od Annasza do Kajfasza. Dopiero interwencja Polskiego Konsulatu w Londynie sprawiła, że zagubione rzeczy znalazły się w ciągu 24 godzin.
Trzeba jednak wiedzieć, że takie sprawy same się nie załatwią. Inicjatywa zawsze musi być podejmowana przez poszkodowanych. Dopiero wtedy odpowiednio zaalarmowane instytucje mogą być skuteczne. Ku przestrodze.
Piotr Dobroniak, Cooltura