29-letnia Dominika Chudyk, właścicielka „Spiżarni”, nie ma złudzeń. Jej zdaniem podpalenie sklepu to jasny sygnał, że są ludzie którzy „chcą nas stąd wypędzić”. Po tym zajściu Polka coraz poważniej obawia się o własne bezpieczeństwo. Kobieta boi się, że kolejny atak będzie skierowany nie na sklep, lecz na jego właścicielkę – podaje portal thetelegraphandargus.co.uk.
29-latka nie ma szczęścia do działalności handlowej na Wyspach – dwa lata temu w Manchesterze otworzyła swój pierwszy sklep z polskimi artykułami, który również był celem ataku podpalaczy.
Sklep w Bradford przy Manningham Lane otwarto trzy miesiące temu. Polka zatrudnia w nim cztery osoby. Do podpalenia „Spiżarni” doszło w niedzielę wieczorem. Nad sklepem znajduje się mieszkanie i to jego mieszkańcy podnieśli alarm około godz. 22. Udało im się uciec z zagrożonego budynku. Na miejscu szybko pojawili się strażacy. Pożar na szczęście zlokalizowano tylko w jednym pomieszczeniu należącym do sklepu.
Powtórka z przeszłości
Dominika Chudyk jeszcze wczoraj szacowała straty. Zniszczeniu uległa m.in. lodówka przemysłowa o wartości 15 tys. funtów. Jej zdaniem podpalenie to wyraźny sygnał od grupy osób, które chcą pozbyć się stąd polskiego sklepu. – To nie tylko moja opinia. Zresztą jaki może być inny powód takiego ataku? Może to konkurencja. Ludzie wiedzą, że w naszym sklepie mogą liczyć niskie ceny, miłą obsługę i świeże produkty – mówi Polka. - Już raz przeszłam przez coś takiego. Podpalono mój sklep w Manchesterze i zrobiono to dokładnie w ten sam sposób. Tam też wlano benzynę przez stłuczoną szybę w oknie – dodaje 29-latka.
Kobieta mieszka na Wyspach od 2005 roku. Razem z mężem od dwóch lat prowadzi sieć sklepów spożywczych. – Boję się. Co by się działo, gdybym była wtedy w sklepie razem z synem? Ktoś ewidentnie nas tu nie chce. Wcześniej mieliśmy już uszkodzone okno, tak jakby się ktoś próbował włamać. Nie sądzę, żeby to wszystko miało podłoże rasowe. To Bradford, mamy tu tygiel kulturowy i narodowościowy – opowiada Polka.
Przyznaje też, że na otwarcie „Spiżarni” wydali z mężem sporo pieniędzy. Lodówkę wartą 15 tys. funtów kupili tuż przed pożarem. – Oczywiście straty są spore, ale najbardziej boli mnie fakt, że są ludzie, którzy są zdolni do czegoś takiego. To niebezpieczne. Ktoś mógł zginąć – mówi właścicielka sklepu.
Lokalna policja informuje, że śledztwo jak na razie znajduje się w początkowym stadium. Policjanci nie wykluczają, że motywem ataku była konkurencja. Przeglądane są nagrania z miejskiego monitoringu. – To bardzo lekkomyślny atak, jesteśmy wdzięczni ludziom z sąsiedniego sklepu, którzy pomogli w gaszeniu pożaru. To wszystko mogło się skończyć o wiele gorzej – mówi John Toothill z policji w Bradford.
Ktokolwiek ma informację na temat zdarzenia może dzwonić na policyjny numer (01274) 376261.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk
fot. thetelegraphandargus.co.uk