Jeżeli Grecy nie zdecydują się na radykalne oszczędności, UE zakręci im kurek z pieniędzmi. Bez gotówki z Brukseli Grecja już w lipcu ogłosi bankructwo. Nie będzie miała wyjścia, bo w połowie nadchodzącego miesiąca musi oddać część długów. A w kasie nie ma ani grosza.
Mały kraj, wielki problem
Co się stało, że ten niewielki 11-milionowy kraj, stał się jednym z najważniejszych tematów rozmów Brytyjczyków, Amerykanów, Niemców, Francuzów? O problemach jego gospodarki mówi prezydent Barack Obama, premier Wielkiej Brytanii David Cameron, kanclerz Niemiec Angela Merkel. Ateny rozregulowały światowe rynki walutowe, a giełdy reagują na oświadczenie premiera Grecji George Papandreu tak, jakby szykowały się do globalnej wojny. Z powodu Grecji słabnie euro, tracą na wartości europejskie giełdy, spada wartość złotego.
Powód greckiej histerii jest jeden: ten kraj jest częścią strefy euro, jeżeli upadnie, pociągnie za sobą innych. Jego bankructwo może oznaczać panikę na rynkach finansowych. Jeżeli banki wpadną w popłoch, przestaną pożyczać pieniądze państwom należący Unii podejrzanym o kłopoty podobne do greckich. A takie kraje, jak Portugalia, Irlandia, Hiszpania czy Włochy potrzebują gotówki, bo ich sytuacja wcale nie jest dużo lepsza niż Aten. Każde z tych państw jest potężnie zadłużone, a ponieważ ich gospodarki są większe niż Grecja, ich problemy spowodują większe turbulencje. Na ich ratowanie Unii na pewno nie wystarczy pieniędzy. Lawina, jaką uruchomi Grecja, może za jednym zamachem pogrzebać wspólną walutę, strefę euro i Unię Europejską.
Jest jeszcze druga strona medalu. Na bankructwie Grecji gigantyczne pieniądze stracą banki, które przez lata pożyczały Grekom grube miliardy. Najwięcej, bo aż 56,7 mld dol., winne są Ateny Francuzom, a 34 mld dol. Niemcom. Na trzecim miejscu jest Wielka Brytania, której Grecja powinna oddać 14,1 mld dol. Bankowi liderzy to francuski BNP Paribas (pożyczył Grekom 5 mld euro), belgijsko-francuska Dexia (3,5 mld euro), niemiecki Commerzbank (3 mld euro), holenderski ING (2,4 mld euro), a także Deutsche Bank (1,6 mld euro). Tony greckich obligacji zalegające skarbce wielkich instytucji finansowych z dania na dzień staną się bezużyteczną makulaturą; banki będą musiały wykreślić je ze swoich ksiąg, a to oznacza, że zamiast zysków w ich bilansach pojawią się straty. Jak zareagują na to giełdy, co się stanie z euro? Na pewno finansowa konstrukcja Europy zatrzęsie się w posadach, pytanie tylko, jak szybko się podniesie.
Co gorsza, kłopoty BNP Paribas czy Deutsche Banku mogą być tylko wierzchołkiem góry lodowej. Według brytyjskiego ekonomisty Danny’ego Gabay z firmy Fathom Financial Consulting, niewypłacalność Grecji oznaczałaby dla brytyjskich instytucji finansowych stratę sięgającą… 366 mld funtów. To aż 24 proc. produktu krajowego brutto. Po przeliczeniu na głowę każdego Brytyjczyka, wychodzi 14 460 funtów. Gabay twierdzi, że sednem problemu nie są pożyczki dla Grecji, lecz oparte na nich instrumenty pochodne, tzw. derywaty. Te specyficzne produkty finansowe to jedno z najbardziej zabójczych narzędzi spekulacyjnych. To one stały się jedną z przyczyn światowej zapaści przed dwoma laty. - W ciągu dziesięciu lat poprzedzających obecny kryzys londyńskie City bardzo się wzbogaciło na sprzedaży instrumentów pochodnych, związanych z pożyczkami dla Grecji. Teraz musi wypić piwo, które samo sobie nawarzyło – powiedział Gabay w telewizji Channel 4.
To tylko jeden z elementów czarnego greckiego scenariusza. Takich szokujących układanek jest coraz więcej. Autorem jednej z ostatnich jest Andrew Lilico, ekonomista firmy Europe Economics i członek gabinetu cieni brytyjskiej Komisji Polityki Monetarnej. Najciekawsze elementy jego wersji, to nacjonalizacja wszystkich banków w Grecji, wprowadzenie przez Ateny stanu wojennego, niewypłacalność banków we Francji i Niemczech, niewypłacalność Europejskiego Banku Centralnego, gigantyczne problemy Portugalii i Hiszpanii, kłopoty banków brytyjskich…