Czwartek 30 czerwca był w Wielkiej Brytanii dniem strajku zorganizowanego przez trzy związki zawodowe działające w oświacie i największy związek zrzeszający pracowników administracji publicznej.
"Tu nie chodzi tylko o nas, nauczycieli. Bronimy praw emerytalnych wszystkich pracowników sektora publicznego. Jeśli rząd postawi na swoim, to emerytury dla pracowników budżetówki będą pieśnią przeszłości" - powiedziała reporterowi BBC jedna z nauczycielek uczestnicząca w wiecu.
Rządowe propozycje przewidują, że nauczyciele pracowaliby do 68. roku życia i przechodzili na emeryturę na gorszych warunkach niż obecnie. Pogorszeniu uległyby warunki naliczania emerytur i rewaloryzacji. Za to wzrosłyby pracownicze składki emerytalne.
Wielotysięczny tłum demonstrantów przeszedł w południe ruchliwymi ulicami Londynu, gwiżdżąc przed siedzibą premiera na Downing Street. Skierowali się następnie w okolice parlamentu, gdzie odbył się wiec.
Sekretarz generalny związku PCS (Public & Commercial Services Union) Mark Serwotka powiedział, że rząd nie dał związkowcom wyboru, ponieważ nie chce pójść na kompromis w żadnej z zasadniczych spraw i nie negocjuje w dobrej wierze. "Rozmawiają, ale nie negocjują" - scharakteryzował stanowisko strony rządowej.
Osobną demonstrację zorganizowano przed budynkiem ministerstwa pracy i emerytur. Jej uczestnicy skandowali w takt bębnów: "DWP (skrót nazwy ministerstwa) - złodziej emerytur". Między policją a grupą uczestników wiecu doszło do szarpaniny, gdy policjanci oddzielili ją od reszty zgromadzonych. Policja nie mogła też otworzyć jednej z ulic dla ruchu, ponieważ grupa protestujących zorganizowała siedzący protest.
Z danych ministerstwa oświaty wynika, że w Anglii strajk nauczycieli zakłócił funkcjonowanie ponad 11,1 tys. szkół podstawowych i ponadpodstawowych na ogólną liczbę 21,5 tys. W Walii ponad 1 tys. szkół na ok. 1,8 tys. było zamkniętych całkowicie lub częściowo. Ok. 1 mln dzieci w wieku szkolnych spędziło dzień w domu.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.