Belfast wrócił znów na czołówki światowych mediów – w stylu niestety znanym z najgorszych lat. Najpoważniejsze zamieszki między protestantami a katolikami od dekady przynoszą pytanie o przyszłość dla Irlandii Północnej. Dwie noce ulicznych walk podkopały dość znacznie projekty społeczeństwa bez podziałów – chociaż liderzy znajdujących się w parlamencie ugrupowań jednogłośnie potępiają przemoc, to jednak obie strony obwiniają się o rozpoczęcie i zaognienie konfliktu.
Według opinii policji za atakiem na Short Strand, który był iskrą rozpalającą zamieszki, stoją ludzie z UVF. Skala ataku oraz sposób jego przygotowania wskazuje wyraźnie, że nie nastąpił on pod wpływem chwili i był przygotowywanym rewanżem na katolickiej społeczności Short Strand za serię wcześniejszych “zaczepek” – ten teren bowiem nigdy nie jest zupełnie spokojny. Republikanie z Short Strand nie pozostali dłużni, więc na okolicznych ulicach rozpętał się “sajgon”.
W nocy z wtorku na środę walczyło tam ze sobą i z policją ponad siedemset osób, przeważnie młodych – ale o tym za chwilę. Padły strzały. Policja ustaliła, że ze strony Short Strandu, postrzelony został fotoreporter AP. Na szczęście niegroźnie – dostał w nogę, ale policja poleciła wszystkim mediom oddalić się z zagrożonej strefy. O policji też jeszcze za chwilę.
Zbliża się weekend. Zwykli mieszkańcy Belfastu modlą się o deszczową pogodę, bo to może ochłodzi głowy zadymiarzy. Na ulicach tłuką się przede wszystkim młodzi ludzie – podobno nawet 10-12 letnie dzieciaki rzucają kamieniami w policję i oślepiają funkcjonariuszy laserkami. Specyficzna zabawa wakacyjna północnoirlandzkiej młodzieży – często wychowywanej w trudnych warunkach – znana jest od lat. Tu wakacyjną “tradycją” są mniejsze lub większe starcia. Tu jednak sprawa jest o tyle poważniejsza, że zadymy są wyraźnie kontrolowane, sterowane. Politycy i społeczni działacze, którym zalezy na spokoju, teraz starają się dotrzeć do ludzi stojących w cieniu całych zamieszek. Podobno starszyzna republikańska ma zdecydować o tym, że ze strony Short Strandu nie będą już latać koktajle mołotowa.
Podobno w całej aferze – największej od lat – chodzi zupełnie o coś innego. O pieniądze, które przeznaczone są na programy społeczne związane z tzw. programem pokojowym. Unia Europejska wciąż jeszcze hojnie wspiera róznego tego typu inicjatywy, a pokazanie że “tu jest tak źle, potrzebujemy więcej środków by było lepiej” w warunkach Belfastu nie jest takie trudne. A młodymi ludźmi bardzo łatwo jest odpowiednio pomanipulować, bo zdecydowana większość mieszkańców Belfastu ma dość życia w mieście, w którym toczy się mała wojna domowa. Tak jak wszysycy inni ludzie chcą oni iść do pracy, po pracy spokojnie wrócić do domu, spędzić czas z rodziną, a nie zastanwiać się czy ktoś im nie wybije okien, lub w najlpeszym wypadku stać w gigantycznych korkach przez policyjne blokady i nie móc spać w nocy z powodu zamieszek i krążacych nad miastem policyjnych helikopterów.
I kilka słów o policji. Tutejsze pojazdy stróżow prawa budzą respekt. Jednak polityka walki z zamieszkami wywołuje coraz ostrzejszą krytykę. Armatki wodne i gumowe kule użyto doipiero, kiedy sytuacja zdecydowanie zaczęła się wymykać spod kontroli. Polityka “biernej interwencji” nie przynosi ostanio zbyt wielu efektów. Obserwując jak na demonstrantów reagują policjani w Grecji czy Hiszpanii – polecamy tu baczniejsze przejrzenie internetu -można zastanowić się, czy mimo lat doświadczeń w tłumieniu różnych rodzajów starć policja czasem nie stara się być w Belfaście zbyt grzeczna?…
Zobaczymy, co przyniesie kolejna noc…
LinkPolska.com