Robocza wizyta wiceministra
Jakiś czas temu, na stronach internetowych MEN zamieszczono relację ze spotkania wiceministra edukacji Wielkiej Brytanii Nicka Gibba z przedstawicielami MEN, sekretarzem stanu Krystyną Szumilas oraz podsekretarzem stanu, Mirosławem Sielatyckim. Tematem spotkania były "doświadczenia Polski i Wielkiej Brytanii w zakresie organizacji szkolnictwa oraz priorytety polskiej prezydencji w UE w obszarze edukacji i polityki młodzieżowej". Poruszono kwestie różnic polskich i brytyjskich rozwiązań w systemie oświaty. "W ramach dyskusji o priorytetach MEN w okresie prezydencji Polski w Radzie UE obejmujących kwestie mobilności edukacyjnej, wielojęzyczności i otwartości na kraje Partnerstwa Wschodniego i Europejskiej Polityki Sąsiedztwa, wiceminister Mirosław Sielatycki podkreślał wagę współpracy Polski i Wielkiej Brytanii". Kwestii polskich szkół sobotnich najwyraźniej poświęcono jedynie margines zainteresowania powtarzając tę samą, od lat, mantrę, z której niewiele wynika, w relacji, bowiem czytamy:
"W kontekście wyzwań związanych z mobilnością, wiceminister Mirosław Sielatycki poruszył także kwestie edukacji polskich dzieci w Wielkiej Brytanii, zwracając uwagę na ważną rolę, jaką odgrywają szkoły społeczne prowadzone przez tamtejsze organizacje polonijne nauczające języka polskiego w trybie uzupełniającym".
Samopomoc reemigrantów
Z jednej strony mamy, więc kwestię ogromnej potrzeby pomocy polskiego państwa w utrzymaniu polskości wśród dzieci na Wyspach, tych, które raczej pozostaną tu ze swoimi rodzinami. Z drugiej zaś strony, mamy sytuację dzieci, które już kształciły się w brytyjskim systemie oświaty, ale wracają z rodzicami do Polski. Tutaj również dominuje tendencja braku dostępu do konkretnej i szerokiej informacji, których poszukują rodzice i same nastolatki zastanawiające się, jak znajdą swoje miejsce w polskim kręgu edukacji po tym, jak kilka, lub więcej lat spędziły na nauce w brytyjskich szkołach. Ludzie organizują się sami, szukają pomocy pisząc indywidualne listy do MEN-u, szperając w internecie dzielą się swymi spostrzeżeniami i zwyczajnie sobie pomagają. Przykładem fantastyczny, bardzo pożyteczny blog Łukasza Swojaka ( blog.swojak.info), który "zrodził się wraz z myślą przeprowadzki ze Szwajcarii do Polski".
W początkach 2008 roku gruchnęła wieść o rządowym programie "Powroty", Swojak napisał: "Mój entuzjazm ostudziła wizyta na stronie internetowej programu. Głównym tematem na stronie o powrotach jest tekst ‘Ułatwienia w dostępie do austriackiego rynku pracy’! (…) Szukałem czy jest coś o ułatwieniach w przesiedleniu, a szczególnie w sprawach związanych z wysłaniem dzieci do szkoły w Polsce. I nic! Nie dałem za wygraną i przeczytałem dokument PDF opisujący założenia programu. Wreszcie tam znalazłem garść informacji o edukacji. Dosłownie garść, bo jedyne, co rząd planuje zrobić w tym kierunku to uczyć języka polskiego dzieci za granicą. To ważne, ale chodzi o ‘powrót’. Zaś po powrocie powinno chodzić o integrację w polskiej szkole, tak przynajmniej mi się wydawało jak sobie pomyślałem, czego potrzebuje wracająca rodzina".
Autor skontaktował się z autorami projektu, o którym dzisiaj jest już całkiem cicho, bowiem okazał się kompletnym niewypałem, służącym li tylko jedynie pozyskaniu wyborczego elektoratu. Swoje uwagi Swojak sformułował w ten sposób: "Niestety nie ma w programie "Powrót" nic o działaniach w celu integracji uczniów, którzy przybywają do kraju z innego systemu szkolnego. Działania MEN mają się (w ramach programu) koncentrować na nauce języka polskiego za granicą. Moim zdaniem to niewystarczający kierunek działania. Uważam, że brakuje informacji dla nas (rodziców) i dla polskich podstawówek (i gimnazjów) na temat tego jak uczeń z zachodniej szkoły dostanie wsparcie w integracji z polskim programem szkolnym. Polska szkoła jest inna nie tylko w zakresie wymagań programowych, ale także w sposobie nauki (m.in. nacisk na pamięciowe opanowanie materiału). Moim zdaniem zagraniczny uczeń i polski nauczyciel potrzebują wsparcia w pierwszym roku edukacji w Polsce".
Potrzebna pomoc Polski
Dane, o których mowa, miała ze sobą Aleksandra Podhorodecka, prezes Polskiej Macierzy Szkolnej, która była ostatnio w Polsce na konferencji poruszającej kwestię edukacji polskich dzieci na Wyspach. Miały one posłużyć, jako istotny argument w przekonaniu Ministerstwa Edukacji Narodowej, iż konieczna jest inwestycja w utrzymanie polskości wśród najmłodszych Polaków rodzących się i żyjących w Wielkiej Brytanii. Korzystna, bo w przyszłości może się zwrócić z nawiązką, ale tylko wtedy, jeśli dla przyszłych obywateli Wielkiej Brytanii, polskie korzenie rodziców i dziadków będą miały jakiekolwiek znaczenie. Nie tylko sentymentalne, ale swoiście patriotyczne. Aby tak było, nie wystarczą już dzisiaj, sprawdzone na obecnym średnim pokoleniu polskich Brytyjczyków, tradycyjne metody nauczania sobotnich Szkół Przedmiotów Ojczystych. W tak zróżnicowanej gromadzie dzieci, one po prostu nie będą się sprawdzać, zniechęcą je do nauki. Nauczycielom, orędownikom i organizatorom wychowania dzieci w duchu polskości, potrzebna jest pomoc polskiego państwa. I to w trybie natychmiastowym, który póki, co, zdaje się być jedynie przypuszczającym.
Elżbieta Sobolewska, Dziennik Polski