Przekazywanie przyzwyczajeń nie tłumaczy jednak wszystkiego. Powodów występowania otyłości jest wiele i na ogół zachodzą one na siebie. Zależą też od kontekstu społecznego. Na przykład w krajach uboższych nadwaga to przede wszystkim problem zamożniejszych grup społecznych. W państwach wysokorozwiniętych jest dokładnie na odwrót. Wyniki badań prowadzonych w ramach brytyjskiego projektu Whitehall II sugerują, że kluczowe jest tutaj nakładanie się różnych wymiarów społecznego wykluczenia. Szczególnie narażone są osoby o niższych dochodach i gorszym wykształceniu. Szacuje się na przykład - potwierdzają to m. in. badania bliźniaków - że każdy kolejny rok nauki zmniejsza ryzyko otyłości o od 2 do 4 proc. Gdy chodzi o kobiety ta zależność ma być jeszcze silniejsza. Choć trzeba zwrócić uwagę, że akurat na Wyspach ta zależność jest słabsza niż w wielu innych krajach.
Niektórzy tłumaczą epidemiczny model rozprzestrzeniania się otyłości „zarażaniem”. Seria eksperymentów przeprowadzonych w Stanach Zjednoczonych wykazała, że kiedy widzimy „dobrze” wyglądające osoby, to stajemy się bardziej głodni i znacznie chętniej sięgamy po posiłki. Wniosek był prosty. Kiedy na ulicach pojawiają się otyli, to ludzie więcej jedzą.
Najważniejsze wydają się jednak zmiany w dostępności oraz technologii produkcji żywności. Ta - po pierwsze - stała się tańsza, ale też często jest gorszej jakości. Powszechność fast foodów i gotowego jedzenia powoduje też, że przygotowanie posiłków pochłania coraz mniej czasu. - Na półkach supermarketów jest za dużo żywności, która ma za dużą ilość soli, tłuszczu i cukru - w rozmowie z BBC zwracał uwagę Tam Fry z National Obesity Forum.
W wypadku Wielkiej Brytanii istotny jest także charakter narodowej diety, która stroni od warzyw i owoców. Fish & chips, minced pie i jajka na bekonie z całą pewnością nie należą do potraw, które dałoby się określić jako zdrowe.
Będzie coraz gorzej?
Pesymistycznie nastrajają prognozy na przyszłość. Jest źle, a ma być jeszcze gorzej. Autorzy raportu OECD oszacowali, że w 2020 roku z powodu nadwagi lub otyłości będzie cierpieć 70 proc. populacji Wysp. Przy czym wzrośnie przede wszystkim liczba tych drugich - z BMI powyżej 30. Znacząco ma podnieść się po prostu średnia waga „Brytyjczyka”. W Szkocji w 2030 roku chorobliwie otyłych może być nawet 40 proc. osób.
To znacząco wpłynie na długość życia. - Osoby z BMI między 30 i 35 żyją o dwa do czterech lat krócej niż te z normalną wagą. Różnica zwiększa się dla tych poważnie otyłych (BMI 40-45) i wynosi od ośmiu do dziesięciu lat, czyli tyle, ile w wypadku palaczy. U osoby średniego wzrostu z nadwagą ryzyko przedwczesnej śmierci zwiększa się o 30 proc. dla każdych 15 dodatkowych kilogramów masy ciała - napisali autorzy „Fit not Fat”. Niektórzy twierdzą nawet, że zdrowotne skutki epidemii otyłości zniosą pozytywne efekty ograniczania liczby osób, które sięgają po papierosy.
Większa waga to także więcej chorób oraz konieczność zakupu drogiego sprzętu medycznego. - Otyłość już dziś kosztuje Szkocję 457 mln funtów. Jeżeli czegoś z nią nie zrobimy koszty mogą wynieść nawet 3 mld - mówiła BBC Shona Robison. I rzeczywiście media donosiły na przykład o zakupie łóżek, którego dokonał szkocki NHS. Chodziło o sprzęt szptalny, na którym mogłyby leżeć osoby ważące do... 500 kilogramów. OECD szacuje, że w Anglii koszty medyczne związane z chorobami, które wiążą się z nadwagą do 2015 roku wzrosną o 70 proc., natomiast w 2025 będą już 2,5 raza wyższe. Jest też alternatywna prognoza zgodnie, z którą na leczenie wcale nie trzeba będzie wydawać więcej. Częstsze choroby mają bowiem zostać zrównoważone przez krótszą długość życia otyłych osób.
Pogarszający się stan zdrowia obywateli oraz związane z tym koszty skłaniają rząd do szukania rozwiązań i zapobiegania rozwijaniu się epidemii. Działania koncentrują się przede wszystkim na promocji zdrowego trybu życia oraz zmianie nawyków żywieniowych. Pragmatyczni i efektywni Brytyjczycy nie ograniczają się oczywiście do reklam. Wiele samorządów oferuje wymierną pomoc dla otyłych. Można liczyć na refundację opłat za udział w kursach tańca i zajęciach przeznaczonych dla osób, które chcą schudnąć.
W programie „Pounds for Pounds” wdrożonym w hrabstwie Kent zastosowano nawet zachęty finansowe. Można było otrzymać od 70 do 425 funtów nagrody za schudnięcie. Jej wysokość zależała od liczby zrzuconych kilogramów. Jednak niewiele osób po nią sięgnęło. Mimo oferowanych pieniędzy 2/3 uczestników „odpadło” przed zakończeniem pilotażu. W UK można skorzystać także z refundowanych tabletek na odchudzanie, a przy stwierdzeniu chorobliwej otyłości także z operacji chirurgicznych. Tych ostatnich wykonuje się ponoć w każdym roku nawet 4000.
Dotąd żadna z tych metod nie okazała się skuteczna. Przynajmniej nie w skali społecznej, bo oczywiście zdarzają się pojedyncze przypadki, w których zmiana przyzwyczajeń lub finansowana przez NHS operacja założenia opaski na żołądek, uratowały czyjeś zdrowie lub nawet życie. Jednak - choć to za mało - to na razie musi wystarczyć. Nie dlatego, że brakuje pieniędzy na zwalczanie epidemii otyłości - jej wpływ na ludzkie zdrowie, ale też prognozowane koszty i to, że dużo taniej (i skuteczniej) jest zapobiegać niż leczyć, powodują, że warto sięgną głęboko do kieszeni. Politycy na Wyspach o tym wiedzą. Brakuje jednak pomysłów i sprawdzonych rozwiązań, które pozwoliłyby poradzić sobie z problemem.
Tomasz Borejza, Cooltura