Dla porównania w Stanach Zjednoczonych jest tylko niewiele gorzej i z nadwagą zmaga się niecałe 70 proc. osób. Indeks masy ciała powyżej 30 ma co trzeci mieszkaniec tego kraju. Natomiast w Polsce - tutaj dane pochodzą z 2004 roku - otyłych było zaledwie 13 proc. mieszkańców. W ogóle spośród nowych krajów UE w tym względzie jedynie Węgry i w znacznie mniejszym stopniu Czechy przypominają Europę Zachodnią oraz USA.
Brytyjczycy są wprawdzie szczuplejsi niż Amerykanie, jednak różnice są niewielkie. A pojedyncze miasta na Wyspach potrafią dorównywać Stanom Zjednoczonym traktowanym jako całość. Tak jest przede wszystkim w Birmingham, które uznano najgrubszym miastem Unii Europejskiej. BMI powyżej 30 ma tam co trzeci dorosły i co czwarty 11-latek. W tylko jednym Heartlands Hospital każdego roku dokonuje się 350 operacji założenia opaski regulowanej na żołądek. Koszt przeprowadzenia tych zabiegów to 2 mln funtów. Władze samorządowe były zmuszone zakupić karetki przygotowane do przewożenia super-otyłych pacjentów, a także postarać się o specjalne stoły operacyjne oraz odpowiednie przygotowanie szpitalnych kostnic.
Wyścig miast
Birmingham dopiero niedawno przegoniło Glasgow. Wśród narodów Wielkiej Brytanii najgorzej wciąż jest w Szkocji, gdzie przyzwyczajenia żywieniowe - zwłaszcza odnośnie sięgania po warzywa i owoce - są jeszcze mniej zdrowe niż w pozostałych częściach Wysp. Między innymi z tego powodu nadwagę ma aż 62 proc. Szkotek. Nieco lepiej jest jedynie na południowym-wschodzie Anglii, który jest jednocześnie jej najzamożniejszą częścią. Choć i tam statystyki otyłości wyglądają gorzej niż np. w najgrubszym regionie Szwecji.
W wielu krajach wysokorozwiniętych otyłość przybrała już charakter epidemii. Tak jest przede wszystkim w USA oraz właśnie Wielkiej Brytanii, gdzie problem dotyka nie tylko dorosłych, ale także ogromnej rzeszy dzieci. Za dużo waży 40 proc. z nich. Przynajmniej kiedy dane są zbierane przez osoby z „zewnątrz”, bo gdy formularze sa wypełniane przez same dzieci lub rodziców to sytuacja „poprawia się” o połowę. Szacuje się, że na Wyspach chodzi o niemal 2,5 miliona uczniów i przedszkolaków. Najgorzej sytuacja wygląda wśród dzieci z czarnych mniejszości etnicznych oraz młodych dziewcząt o azjatyckich korzeniach. Źle jest także we wspomnianej Szkocji, gdzie w niektórych gminach tzw. otyłość kliniczna dotyka 10 proc. dzieci w szkołach podstawowych.
Lekarze zwracają uwagę, że coraz częściej pod ich opiekę trafiają maluchy, które nie mają jeszcze nawet trzech lat. U niektórych tłuszcz odpowiada nawet za 50 proc. wagi ciała. - One są zawsze zachwycone. Siedzą i uśmiechają się do mnie. Na ogół mają paczkę chipsów lub kubełek pop-cornu, bo to ich podstawowa dieta - opowiadał BBC prof. Tim Barrett, do którego lekarze pierwszego kontaktu często kierują otyłe niemowlęta. Schorzenia wątroby, cukrzyca, nadciśnienie oraz wysoki cholesterol - wcześniej wiązane z późniejszym okresem życia - pojawiają się już u kilkulatków.
Gen „stylu życia”
Coraz większy problem widoczny u dzieci wynika z „dziedziczenia” otyłości. Przy czym chodzi tu nie tylko o genetyczne predyspozycje, ale przede wszystkim o przekazywany kolejnym pokoleniom styl życia. Analizy prowadzone przez pracowników szkoły medycznej w Plymouth, którzy nawiasem mówiąc skupiali się na wczesnej cukrzycy, pokazały, że córki grubych matek są 10-krotnie bardziej narażone na problemy z wagą. Chłopcy, których ojcowie są otyli, mają ten problem sześć razy częściej niż ich rówieśnicy. Na ogół zaczyna się on bardzo wcześnie - 90 proc. nadwagi u dziewcząt oraz 70 proc. u chłopców pojawia się jeszcze przed skończeniem pięciu lat.