Prawie jak w domu
1 maja 2011 r. to nie tylko dzień otwarcia kolejnych rynków pracy, ale również zniesienia obowiązku rejestracji w Worker Registration Scheme. Z ulgą odetchnęły nawet osoby, które z biurokracją są za pan brat, ponieważ jednym z etapów tych formalności było wniesienie opłaty wynoszącej 90 funtów. Jednak dla potencjalnych emigrantów ważne pozostają też kwestie związane z aklimatyzacją w nowym otoczeniu. – W ostatnich latach Wielka Brytania była najpopularniejszym kierunkiem wyjazdów zarobkowych. Chyba każdy ma znajomego, który pracuje bądź pracował na Wyspach, przez co samo poruszanie się po nich stało się znacznie prostsze – zauważa Marcin Spychała. Zwraca uwagę, że środowisko polonijne jest tam silnie rozwinięte. W wielu miastach można natrafić na sklepy czy restauracje oferujące przysmaki z rodzinnych stron. Na brak atrakcji nie powinni też narzekać miłośnicy szeroko rozumianej polskiej kultury, ponieważ znani artyści goszczą nad Tamizą częściej niż w innych zakątkach Europy. – Mamy tutaj „naszą małą ojczyznę”, gdzie każdy może z łatwością się odnaleźć. Minie jeszcze sporo czasu, zanim w krajach, które otworzyły dla Polaków rynek pracy 1 maja 2011 r., będą podobne warunki życia – twierdzi Marcin Spychała. Sporym plusem, zwłaszcza dla osób planujących częste wizyty w rodzinnych stronach, jest z pewnością gęsta siatka połączeń lotniczych.
Nie tylko NMW
– Warunki zatrudnienia są już doskonale znane, można powiedzieć „sprawdzone”, i wielu rodakom odpowiadają – mówi Anna Laskowska. Kandydaci nie powinni zarabiać mniej niż 5,93 funta brutto za godzinę, bo właśnie tyle wynosi stawka minimalna (dla 21-latków i starszych osób). Od października National Minimum Wage (NMW) wzrośnie do 6,08 funta brutto za godzinę. Kto korzysta z usług renomowanych agencji rekrutacyjnych, ma standardowo zapewnioną pomoc w organizacji transportu. Pośrednicy, ewentualnie pracodawcy, pomagają w znalezieniu odpowiedniego zakwaterowania lub nawet je zapewniają. Do rzadkości należą przypadki, w których opłata za cztery kąty leży w gestii zatrudniającego. Koszty związane z wynajmem są dosyć zróżnicowane. Oczywiście najgłębiej do kieszeni muszą sięgnąć osoby planujące pobyt w Londynie oraz innych dużych miastach. Część rodaków stawia więc na prowincję, gdzie wprawdzie wynagrodzenia są niższe, ale wydatki na życie pozostają proporcjonalnie mniejsze. Wybrane firmy kuszą też perspektywami rozwoju zawodowego. – Wiele pielęgniarek rozumie, że darmowe szkolenia i kursy organizowane na miejscu przez pracodawców pomogą im w dalszej karierze zawodowej – mówi Ewelina Małko.
Nie wszystko złoto, co się świeci
Nie brakuje osób, które utożsamiają pobyt w Wielkiej Brytanii z pasmem sukcesów zawodowych oraz rosnącym stanem konta, ale rzeczywistość nie musi być aż tak różowa. – W poprzednim roku sporo Polaków zdecydowało się na powrót do kraju z powodu zmniejszającej się liczby wolnych stanowisk oraz słabej znajomości języka angielskiego, uniemożliwiającej efektywne poszukiwanie zatrudnienia – mówi Ewelina Janiec z agencji rekrutacyjnej Workmates. Obecnie sytuacja na rynku pracy jest lepsza niż w minionych miesiącach. Do pośredników zgłasza się coraz więcej klientów, pojawiają się kolejne wakaty. – Jednak nadal trudno mówić o trwałej poprawie. Radzę znaleźć zajęcie jeszcze przed opuszczeniem kraju, zdecydowanie nie polecam wyjazdów „w ciemno” – mówi Magdalena Derlacz-Popławska. Czarne chmury nie zostały rozgonione, bo rząd Davida Camerona zapowiedział „łatanie” deficytu budżetowego. Jednym ze sposobów uzdrowienia finansów ma być redukcja etatów w sektorze publicznym. Choć proces ten jest zaplanowany na kilka lat, to jednak część analityków przewiduje nie tylko wzrost bezrobocia, ale też przymusowe zwolnienia w firmach prywatnych.