Przez kilka lat 69-letni Michael Jachimowicz pytany przez sąsiadów o swojego ojca opowiadał, że wyjechał w odwiedziny do krewnych z Bristolu, poleciał do Polski lub odwiedza przyjaciół w Rosji. Okazało się jednak, że od marca 2005 roku szczątki 87-letniego Hieronima Jachimowicza, znanego jako Henry, leżą za domem, w dole wykopanym przez syna. W miniony piątek Michael Jakimowicz stanął przed sądem St Albans - podaje portal borehamwoodtimes.co.uk.
Przy zwłokach mężczyzny znaleziono plastikową butelkę po mleku z listem o treści: „Przed śmiercią Henry prosił, aby go pochować w pobliżu trzech rzeczy nadających sens jego życiu – psa (został pochowany w odległości kilku metrów od grobu), ogrodu z dwudziestoma ulami i ukochanych pszczół (w ogrodzie znajduje się sześć uli) […] Dotrzymałem obietnicy. Ciało ojca znalazłem 13 marca 2005 roku […] piszę to ze łzami w oczach”.
Prokurator Ann Evans zarzuciła 69-letniemu mężczyźnie zabójstwo ojca, a następnie wyrzucenie zwłok do dołu za domem. Sąsiedzi Polaków nie powiedzieli przed sądem ani jednego dobrego słowa na temat Michaela i jego stosunku do schorowanego ojca. Również pielęgniarka, która przybyła do domu staruszka na kilka dni przed zniknięciem, opowiedziała o tym, co zobaczyła. Otóż Henry miał całe ramiona i ręce w ranach ciętych. Michael powiedział, że to skutki upadku, ale – jak podkreśliła pielęgniarka – jeden upadek nie spowodowałby tak licznych obrażeń.
Zdaniem prokurator, gdyby Henry Jachimowicz zmarł śmiercią naturalną, syn nie pochowałby go w ogrodzie, tylko na cmentarzu w grobie, w którym od 1999 roku spoczywa jego żona. Michael był jedynym spadkobiercą majątku ojca i gdyby zgłosił jego śmierć, przejąłby wysoki spadek. Tymczasem syn nie dość, że nie zgłosił, to jeszcze pobierał emeryturę i świadczenia socjalne na rodzica, które wyniosły łącznie kilkanaście tysięcy funtów. Sprawa jest w toku.
kk, MojaWyspa.co.uk