Problem jest znany w wielu krajach, również w Polsce. Stale rosnące ceny paliw doprowadzają kierowców do wściekłości. Nie inaczej jest w Wielkiej Brytanii, z tą jednak różnicą, że Wyspiarze postanowili działać i skończyć z bezczynnym obserwowaniem podnoszenia cen benzyny i ropy – podaje serwis BBC News.
Pomysłodawcami akcji protestacyjnej jest dwóch panów - Ian Charlesworth i Kevin Bowker. To oni wpadli na pomysł, aby skrzyknąć pozostałych kierowców i zorganizować krajowe blokady dróg, ale głównie tych, które prowadzą do rafinerii należących do międzynarodowych koncernów paliwowych.
30 km na godzinę
Pierwsza z akcji już się odbyła. Wzięło w niej udział około 150 samochodów. Wszystkie starały się jechać jak najwolniej trasami M56 i M53. Wśród powolnego konwoju były ciężarówki, samochody osobowe, pojazdy rolnicze, a nawet rowery. Nikt nie jechał szybciej niż 30 km/h. Celem akcji było zablokowanie ruchu dojazdowego do magazynów rafinerii Shell w Ellesmere Port. Po dojechaniu na miejsce, około 40 protestujących zostało na miejscu aż do niedzielnego wieczora. Głośno domagano się od rządu obniżenia stawek akcyzy.
Rozgłos na Facebooku
Rzecznik firmy Shell stwierdził, że protesty nie miały wpływu na bieżącą działalność.
Rafineria w Ellesmere Port odpowiada za produkcję jednej szóstej całości brytyjskiej benzyny. To dość duży i znaczący zakład. Protestujący zamierzają go okupować nadal, do skutku. Ludzi popierających protesty szybko przybywa – pomaga w tym Facebook, dzięki któremu akcja nabiera rozgłosu i popularności. Jeśli ceny paliw nie spadną, organizatorzy akcji zamierzają całkowicie zablokować wyjazd z rafinerii w Ellesmere Port. Jak na razie ich zamiary skutecznie powstrzymuje policja. Pod zakładem protestujący zaparkowali samochody na poboczach drogi.
Cios dla przedsiębiorców
Sami organizatorzy są jednak zadowoleni z przebiegu akcji. Zdaniem Iana Charleswortha, udało się „zablokować rafinerię na przynajmniej kilka godzin”. Nie dodaje jednak, że cysterny z paliwem swobodnie mogły opuszczać teren zakładu.
Ian Charlesworth pochodzi z Hawarden w hrabstwie Flintshire. Na co dzień prowadzi firmę budowlaną. Podwyżki cen paliw sprawiły, że w ostatnich trzech miesiącach musiał zrezygnować z eksploatacji dwóch samochodów dostawczych, a w końcu był zmuszony zwolnić czterech pracowników. – Ludzie cierpią z powodu tak wysokich cen. A kiedy tracą pracę, muszą automatycznie zrezygnować z samochodu, bo już ich w ogóle nie stać na paliwo – mówi Charlesworth.
Policja zapewnia, że panuje nad sytuacją starając się, aby protesty „odbywały się w spokojnej atmosferze, bezpiecznie i zgodnie z prawem”. – Nasi oficerowie cały czas współpracują z przedstawicielami protestujących i ta współpraca możliwa jest przy kolejnych akcjach. Dzięki temu staramy się minimalizować wpływ całego przedsięwzięcia na innych użytkowników dróg – dodaje rzecznik policji w Cheshire.
Małgorzata Jarek, MojaWyspa.co.uk