Dzika zabawa miała trwać do piątej nad ranem. Goście raczyli się specjalnym drinkiem – Crack Baby. To mieszanka wódki, marakui, malinowego likieru Chambord i szampana. Uzupełniali go drinkami mojitos i sambuca.
Popisał się też młodszy brat Williama – książę Harry. Wszedłszy na główny stół przyjęcia, w tureckim fezie na głowie i na poły rozpiętej koszuli, wygłosił namiętne przemówienie do nowożeńców, nazywając brata "najlepszym kolesiem". Gdy kończył, fez spadł mu z głowy, a on sam rzucił się na ramiona gości weselnych – którzy niczym na koncercie rockowym ponieśli go przez salę. Wraz ze swoją dziewczyną, Chelsy, Harry był niewątpliwie duszą towarzystwa.
I autorem romantycznego wyznania, które zapamiętali goście. W pewnej chwili Harry pochylił się ku Chelsy i wyszeptał jej: "Jesteś następna".
Nieco bardziej stonowane było wystąpienie ojca księżnej Catherine, w którym podziękował on za przyjęcie Middletonów w poczet królewskiego rodu. Uraczył też gości anegdotą o helikopterze Chinook, który pewnego dnia wylądował w ogrodzie Middletonów. "Pomyślałem: ojej, moja córka musi mu się podobać" – skwitował Michael Middleton.
Jedno niemal nie ulega wątpliwości: Pałac Buckingham jeszcze nie gościł imprezy obsługiwanej przez DJ-a oraz system jupiterów ultrafioletowych. Zgodnie z relacjami gości, na stołach można było znaleźć słodycze Haribo i… popcorn. Zgodnie z zapowiedziami na weselu wystąpiła Ellie Goulding. Piosenkarka chciała nieco uspokoić atmosferę i uczynić ją bardziej romantyczną – książę wytrzymał jednak jedynie 30 sekund nastrojowej ballady. I zażądał "podkręcenia" tempa. Młodzi ruszyli do tańca w rytm klasyka: przeboju "You’re the One That I Want" z musicalu "Grease"...
A potem było już tylko lepiej… Sala balowa trzęsła się od oklasków, a gwoździem imprezy okazało się przemówienie samego księcia, który nazwał Kate "moją skałą".
Wkrótce później młoda para opuściła salę, ale zabawa trwała dalej. Paparazzi przyłapali najważniejszych gości przyjęcia o czwartej, piątej nad ranem, gdy zmizerowani – ale najwyraźniej szczęśliwi – opuszczali budynek.
dziennik.pl