- W poniedziałek ok. godz. 17.54 (godz. 15.54 czasu brytyjskiego) na stacji metra Oktiabrskaja doszło do zamachu terrorystycznego - oświadczył zastępca prokuratora generalnego Andrej Szwed, który stoi na czele grupy śledczej badającej okoliczności zdarzenia. Nie jest jasne, czy eksplozja nastąpiła na peronie, czy w wagonie metra. Niektórzy świadkowie opisują, że słyszeli trzask i że niemal nie było ognia, ale pojawiło się dużo gęstego dymu. Ludzie, którzy wydostali się z metra, mówią o wielu pokaleczonych, niektórzy widzieli zmasakrowane ciała.
Podczas ewakuacji nie doszło do paniki, ludzie wychodzili wyjściami podziemnymi z metra, pomagając innym, którzy nie mogli iść sami. Służby ratunkowe pojawiły się krótko po tragedii. Niektórym poszkodowanym udzielono pomocy na miejscu. Do trzech szpitali przewieziono kilkadziesiąt osób. W klinice, gdzie trafiło ponad 20 najbardziej poszkodowanych, stan 11 z nich określany jest jako ciężki.
Przez całą noc na miejscu tragedii pracowali eksperci. Według wstępnych danych w chwili, gdy na stację wjeżdżał pociąg, eksplodował materiał wybuchowy podłożony pod ławką na peronie. Po wybuchu utworzył się lej o średnicy 80 cm.
Metro w Mińsku działa, ale nie zatrzymuje się na stacji Oktiabrskaja. Podjęto wzmocnione środki bezpieczeństwa, na drugiej linii metra milicja sprawdza torby pasażerów wchodzących na stacje.
Do wejścia na stację Oktiabrskaja ludzie przynoszą kwiaty i znicze. W Mińsku ogłoszono najbliższy czwartek, 14 kwietnia, dniem żałoby, w całym kraju polecono ograniczyć wydarzenia kulturalne. Pierwsze pogrzeby ofiar odbędą się w środę.
Śledztwo w sprawie zamachu wziął pod osobistą kontrolę prezydent Alaksandr Łukaszenka. Media zwracają uwagę, że polecił bezzwłoczne postawienie przed sądem osób, u których znaleziona zostanie niezarejestrowana broń i materiały wybuchowe. "Tylko tak możemy zaprowadzić porządek" - powiedział Łukaszenka na naradzie z szefami resortów i sił bezpieczeństwa w poniedziałek wieczorem.
Źródło: PAP