Inna „polska zbrodnia” to niemal symbol złego losu, który prześladował w Polsce, a na emigracji doprowadził do tragicznego końca…
Aneta Sadowska uciekła z Polski do Irlandii Północnej przed mężem, który zamienił jej życie w piekło. Idylla po ślubie trwała krótko, potem zaczęła się przemoc, napędzana alkoholem. W końcu jej eksmąż stwierdził, że powinna wyjechać zarabiać pieniądze. Poprzez znajomych trafiła do Irlandii Północnej i tu wydawało jej się, że mroczny etap jest już za nią.
Poznała Marka Seweryna. Po jakimś czasie okazało się, że będą mieli dziecko. Para zamieszkała razem w Omagh, ale coraz częściej dochodziło między nimi do kłótni. Oczywiście u podstaw nieszczęścia leżał alkohol. Coraz więcej było przemocy, później w sądzie Sadowska skarżyła się, że Seweryn znęcał się nad nią psychicznie, fizycznie i seksualnie. Seweryna nie powstrzymywało to, że przemocy przyglądał się synek Anety z pierwszego małżeństwa, ani to, że kobieta miała mu wkrótce urodzić dziecko. Kiedy mężczyzna stracił pracę, było jeszcze gorzej.
Narodziny dziecka niewiele zmieniły. W połowie grudnia doszło do ostatniego aktu dramatu. 15 grudnia synek Sadowskiej i Seweryna został ochrzczony. Dumny tata uczcił ten fakt osuszając kolejne butelki – razem ze swym bratem. Sadowska też nie była trzeźwa, ale z równowagi wyprowadził ją fakt, że mężczyzna – który nie silił się, by jakoś znaleźć zatrudnienie – kupił alkohol za jej pieniądze na życie. Doszło do awantury. Kiedy Aneta robiła wyrzuty swemu partnerowi, ten nagle rzucił jej, że pochodzi z takiego miejsca w Polsce, gdzie wszyscy są „ze złej krwi”, i że on jej tej krwi trochę upuści, bo zaraz ją potnie… Kiedy zaczęła się szarpanina, Sadowska dwukrotnie ugodziła mężczyznę nożem… Seweryn zmarł, Sadowską znaleziono w szoku u sąsiadki…
Trudno nazwać kobietę zbrodniarką, zwłaszcza, że całe jej życie, od wczesnego dzieciństwa, naznaczone było pasmem przemocy, agresji, braku ciepła i normalnej rodziny. Wyjazd do Irlandii Północnej zamiast do normalnego życia doprowadził ją do więzienia – sąd skazał ją na cztery lata pozbawienia wolności. Kobieta jest nie tylko ofiarą, która w końcu miała dość, ale i bolesnym i przejmującym symbolem obojętności, które prowadzą do zbrodni…
Połączenie alkoholu i przemocy doprowadziło też do innej tragedii, tym razem w Belfaście. Teresa Rafacz mieszkała razem z mężem, ich trzyletnim synkiem i swym bratem Pawłem przy Glenvarlock w północnej części miasta. Piotr, mąż Teresy, nie stronił niestety od alkoholu. Ona pracowała na utrzymanie rodziny, on pił. Pracy nie miał i nie starał się jej znaleźć. Oczywiście nie wpływało to najlepiej na relacje między partnerami.
Kulminacja nastąpiła w lipcu 2009 roku. Teresa wróciła do domu po ciężkim dniu pracy – zaczynała pracę o 6.45 rano. W domu został mąż, który miał się opiekować ich synkiem. Kiedy weszła do mieszkania, okazało się, że mężczyzna, pijany leży na łóżku w sypialni. Szybko stało się jasne – w domu nie było żadnych śladów po popijawie – że Piotr Rafacz wypuścił się na libację, zostawiając w domu bez opieki trzyletnie dziecko. W tym momencie kobiecie z gniewu puściły hamulce…
Jak ustalono potem w trakcie procesu, Teresa chciała wyrzucić męża z domu, po to, by ich synek nie widział kompletnie pijanego ojca, który do tego jeszcze wrócił do domu z porozbijaną twarzą. Kobieta zadzwoniła po brata, potem sama próbowała przeciągnąć męża na korytarz. Tam jednak pijany zupełnie opadł z sił i runął na podłogę. Wtedy to kobieta straciła panowanie nad sobą. Skopała leżącego na podłodze mężczyznę, ciosy trafiały przede wszystkim w głowę. Niestety, okazały się śmiertelne. Piotr Rafacz już się nie obudził.
Sąd w Belfaście przyjął jako wyjątkowe okoliczności łagodzące całą otoczkę tego zdarzenia. Ciężko pracująca, przede wszystkim dla dobra swego dziecka, kobieta nie została ukarana zbyt surowo. Za spowodowanie śmierci męża usłyszała wyrok czterech lat pozbawienia wolności. Po upływie połowy tego terminu będzie mogła starać się o wyjście na warunkowe zwolnienie. Biorąc pod uwagę okres tymczasowego aresztowania przed sprawą, może to nastąpić już za kilka miesięcy. Nikt na pewno nie będzie uważać jej za zbrodniarkę.
SZ.KIZUK, LinkPolska.com