W ramach działu „New Europe” reporter brytyjskiej gazety spędził kilka dni w Limanowej przyglądając się młodym ludziom. Na rynku spotyka grupkę chłopaków. Wśród nich jest 21-letni Dominik – ma na sobie obowiązkową bluzę z kapturem, na głowie bejsbolówkę, pali z powagą papierosa. – W tym mieście nic się nie dzieje. Nie ma pracy, więc trzeba stąd wyjechać. Chcę to zrobić jak najszybciej, szukam czegokolwiek – mówi Dominik.
Jedyne wyjście – emigracja
21-latek próbował już życia na emigracji. Przez rok pracował we Włoszech. Chce tam wrócić, ale wcześniej chce spróbować szczęścia w Warszawie. Zna się na budowlance, lecz w okolicy nic się nie buduje. We Włoszech za godzinę może zarobić 50 zł, 24 zł w Warszawie, a na miejscu tylko 8 zł/h.
Taka arytmetyka decyduje o życiu wielu młodych Polaków. Są gotowi podróżować, ale nie wynika to z ich chęci poznawania świata. To po prostu chłodna kalkulacja możliwości zarobkowych, pod którą kryje się głęboki pesymizm i żal do lokalnych warunków.
Dziennikarz „Guardiana” przyznaje, że Limanowa to miasto niełatwe do życia. Nadal widać tu walkę z recesją gospodarczą. Średnia stopa bezrobocia w powiecie to 20 proc. Jedna trzecia bezrobotnych to właśnie ludzie młodzi, poniżej 25. roku życia. W urzędzie pracy tłumaczą, że miasto jest niedoinwestowane. – Mamy kapitał w postaci ludzi, którzy chcą pracować, ale u nas nikt nie inwestuje. Wszyscy wolą biznes w większych miastach – mówi szef urzędu pracy. Co gorsza, tegoroczny budżet urzędu pracy jest mniejszy o 65 proc.