Nie chodzi o to, żeby z każdego supermarketu robić monstrum, które dzięki najmniejszemu nawet drobiazgowi wyciągnie z nas każdego pensa. Tego typu placówki działają na zasadzie sprzedaży, więc one sprzedają i w ten sposób zarabiają, a my kupujemy. Ten mechanizm jest prosty. Komplikuje się dopiero w momencie, kiedy zaczniemy zdawać sobie sprawę ze sposobów, w jakie poszczególne towary niemal same wpadają nam do kosza.
Długa droga do chleba naszego powszedniego
Chleb, mleko, masło, wędliny, sery to podstawowe produkty. W szczególności chleb i inne tego typu towary. Sklepy osiedlowe mają wszystko pod ręką. Wchodzimy, kupujemy to, co jest nam potrzebne i wychodzimy. Ale inaczej już jest w przypadku supermarketów. Tu pieczywo jest niemal zawsze na drugim końcu molocha. Nie bez powodu. Nawet jeśli własna piekarnia dostarcza świeży chleb na bieżąco i, teoretycznie, jest umieszczona na tyłach, żeby nie zajmować jakże cennego miejsca w samym sklepie. Przy wejściu do każdego marketu zawsze stoją kosze i wózki. Niekoniecznie, żeby ułatwić nam życie sklepowe, ale przede wszystkim, żeby wcisnąć nam do rąk coś, co za chwilę zapełnimy. Żetony, które jakiś czas temu zastąpiły monety też są zawsze pomocne, bo są pod ręką, przy pęku kluczy, w kieszeni, w portfelu więc po co męczyć się z koszykiem, nawet jeśli jest na kółkach? Przecież można wziąć wózek. Więcej się zmieści. I tak zaczyna się nasza sklepowa przygoda. Nawet jeśli chcemy kupić tylko chleb, a supermarket jest nam po drodze, do chleba musimy się dostać. Wpadamy więc w sidła pokus, którym najczęściej ulegamy.
Alejki sklepowe są umieszczone na naszej drodze celowo. W wielu przypadkach celowe jest też rozłożenie płytek na podłodze. Chyba nikt nie przepada za dźwiękiem turkoczących wózków, więc żeby go uniknąć, trzeba zwolnić. Kiedy się zwalnia, więcej się ogląda. Im więcej się ogląda, tym mniej się zastanawia i więcej ląduje w wózku. Punkt dla supermarketu. Wizyta w molochu najczęściej zaczyna się od warzyw i owoców, bo chyba wszyscy ulegamy kolorom. Zatem, kolorowe, nierzadko tańsze w większej ilości (buy one get one free), to czemu nie kupić? Przecież to samo zdrowie. A że się nie zje wszystkiego i wyrzuci, to już inny problem.
W sklepie oferta jest kusząca i tam jej ulegamy. Punkt dla supermarketu. Niektóre z nich, w drodze do stoiska z pieczywem rozpyla sztuczny zapach świeżego chleba. Tylko po to, żebyśmy o nim nie zapomnieli i szli dalej. Jest jeszcze kilka alejek do pokonania, a i w wózku dopiero na dnie. Świeżo upieczone bułki, bagietki, chleb i tym podobne produkty też nie mają się zeschnąć lub trafić do śmietnika. Są pieczone na bieżąco, na bieżąco lądują z pieca na półki i tak samo na bieżąco mają trafiać do naszych koszyków. Upieczenie chleba nie stanowi dla supermarketu wielkiego kosztu. Łatwiej jest zatem obniżyć cenę produktu, lub zastosować ciekawą, z punktu widzenia kupującego, ofertę. Na przykład sprzedaży łączonej. Zapach robi swoje. Za stosunkowo niewielkie pieniądze każdy kupi świeży, jeszcze ciepły chleb. A jeśli w zbliżonej cenie dostaniemy 2 bochenki, kilka bułek więcej, dodatkową bagietkę, to czemu nie? A że do wieczora chleb uschnie i nadawać się będzie tylko na bułkę tartą, to już inny problem. W sklepie oferta jest kusząca i tam jej ulegamy. Punkt dla supermarketu.
W zasięgu oka, w zasięgu ręki
Nie jest żadną nowością, że wszystkie supermarkety stosują tę samą technikę w przypadku rozmieszczania towarów na półkach. To, co jest w zasięgu oka, czy też na wysokości oczu jest zazwyczaj droższe od takich samych produktów, które stoją niżej, ale nie zwracamy na nie uwagi. Najczęściej jest więc tak, że pakujemy do wózków i koszyków to, co drogie i idziemy dalej. Supermarkety wiedzą, że klienci mogą być poddenerwowani, zmęczeni, znudzeni i zdecydowanej większości nie będzie się chciało schylić. A najczęściej tyle właśnie wystarczy, żeby znaleźć produkt taki sam, a znacznie tańszy. Podobnie jest w przypadku terminów ważności mięsa, wędlin, chleba pakowanego, nabiału itp. To, czemu supermarket nadał priorytet sprzedaży jest zawsze z przodu. To mamy kupić jako pierwsze i tak też najczęściej robimy. Punkt dla supermarketu.