Czy pozwoliłbyś swojej córce wyjść za Rolling Stone'sa? Tak prowokacyjnie pytali brytyjscy dziennikarze w latach 60-tych. Nie wiadomo ilu z ówczesnych Wyspiarzy zaakceptowałoby taki krok swej ukochanej pociechy. Wiadomo natomiast, że gdyby dziś powtórzyć to samo pytanie, tyle tylko, że Stonesa zastąpić Polakiem, to ponad połowa Brytyjczyków nie miałoby nic przeciwko takiemu małżeństwu. Trudniej byłoby im natomiast zaakceptować Polaka w roli swojego szefa, lokalnego radnego lub pełnoprawnego obywatela Zjednoczonego Królestwa.
Wszystkie te rewelacje przynosi opublikowany w połowie grudnia raport Fundacji Instytut Spraw Publicznych - jednego z wiodących polskich ośrodków badawczych. Jesienią tego roku pracownicy Instytutu (na zlecenie Ministerstwa Spraw Zagranicznych) postanowili sprawdzić, co Brytyjczycy sądzą o polskich emigrantach. W tym celu przepytali reprezentatywną próbę ponad tysiąca mieszkańców Zjednoczonego Królestwa. Byli wśród nich zarówno dobrze zarabiający, młodzi, wykształceni menadżerowie, jak też emeryci i pracownicy fizyczni.
- Dziesięć lat temu pytaliśmy się Brytyjczyków o to, jak postrzegają Polskę jako państwo i czy skłonni są zaakceptować jej ewentualny akces do Unii Europejskiej. Od tego czasu do Wielkiej Brytanii napłynęła ogromna ilość polskich emigrantów. Widać ich wszędzie - w firmach, szkołach, sklepach i restauracjach. Mimo tego żaden z polskich ośrodków badawczych nie sprawdził na większą skalę jak to zjawisko przełożyło się na postrzeganie Polaków przez Wyspiarzy. Pora więc było nadrobić te zaległości - wyjaśnia Justyna Frelak, analityk Fundacji i zarazem jedna ze współautorek raportu.
Wyspiarzy pytano zarówno o ich ogólne wrażenia dotyczące Polaków, jak też stopień ewentualnej aprobaty dla pewnych konkretnych sytuacji. I cóż się okazało? Ponad połowa Brytyjczyków uważa, iż przebywający na Wyspach Polacy nie gorzej aniżeli inne mieszkające w UK nacje pasują do tamtejszego społeczeństwa. Co czwarty ocenił ów "stopień dopasowania" jako "taki sobie", a jedynie 16 procent ankietowanych sądzi, że Polacy w mniejszym lub większym stopniu nie pasują do realiów życia nad Tamizą.
Wbrew pojawiającym się okresowo w mediach doniesieniom o strachu, niechęci, czy wręcz panice jakie wśród rodowitych Wyspiarzy budzić ma obecność Polaków na tamtejszym rynku pracy, to przeciętny mr Smith nie robi z tego powodu dramatu (a przynajmniej oficjalnie tego nie ujawnia). W sześć lat po otworzeniu granic Zjednoczonego Królestwa dla przybyszy z "Lechistanu" ponad połowa pytanych Brytyjczyków ocenia ten krok jako słuszną decyzję (aczkolwiek ponad jedna trzecia respondentów była przeciwnego zdania). Przedsiębiorcy są bardzo zadowoleni z pracy zatrudnionych u nich Polaków (tak odpowiedziało ponad dwie trzecie uczestników sondażu; jedynie 7 proc. narzekało na polskich pracowników), a brytyjscy koledzy doceniają naszą pracowitość, fachowość i rzetelność. Wyspiarze przeważnie nie mają nic przeciwko pracy w jednym zespole z przybyszem znad Wisły (aprobatę do takiej kooperacji wyraziło blisko 70 proc. z nich). Jeśli ktoś liczył natomiast, że rozpowszechniony wizerunek Polaka przy zmywaku odejdzie do historii, a jego miejsce zajmie obraz polskiego inżyniera, informatyka, czy lekarza, to może czuć się nieco zawiedziony - trzy czwarte uczestniczących w badaniu respondentów nadal kojarzy nas wyłącznie z wykonywaniem prostych, niewymagających specjalnych kwalifikacji robót. Na pocieszenie można jednak dodać, że nawet ta mało spektakularna praca jest doceniana. Niemal połowa ankietowanych uznało bowiem, iż otwarcie brytyjskiego rynku pracy dla Polaków przyśpieszyło wzrost gospodarczy kraju i zwiększyło trafiające do budżetu wpływy z podatków, a niemal dwie trzecie zauważyło, iż nasza obecność dała tamtejszym pracodawcom możliwość łatwiejszego znalezienia poszukiwanych przez siebie pracowników.