W czasie, gdy przebywał w Davos urząd statystyczny ogłosił, że za kwartał do końca grudnia, brytyjski PKB był 0,5 ptk. proc. pod kreską. Wynik ten wygląda źle na tle gospodarki niemieckiej, która w ub. r. miała najwyższy wzrost od zjednoczenia, nie mówiąc o chińskiej. Nawet biorąc poprawkę na zimę, gospodarka brytyjska była na granicy oddzielającej wzrost od spadku i zwalnia z kwartału na kwartał.
Dane zaniepokoiły ekonomistów przewidujących wzrost w przedziale 0,2-0,6 proc. Tym bardziej, że nie uwzględniają nowej stawki VAT-u, która weszła w życie od stycznia, dużych grupowych zwolnień w administracji, zaplanowanych w najbliższych miesiącach, cięć niektórych świadczeń i zmian podatkowych. Najważniejsze pytanie dla gospodarki dotyczy tego, czy okaże się na tyle prężna, by wchłonąć cięcia i nie ześlizgnie się na powrót w recesję. Przed zbyt głębokimi i zbyt szybkimi cięciami wydatków rządowych w czasie, gdy gospodarka wciąż nie stanęła na nogi ostrzegał konserwatystów poprzedni premier Gordon Brown. Rzecznik Partii Pracy ds. finansów Ed Balls zauważa, że politycznego celu, jakim jest redukcja deficytu finansów publicznych nie da się osiągnąć w warunkach gospodarczego spadku. Ustępujący prezes organizacji pracodawców CBI Nick Lambert sądzi, że rząd ma plan cięć, ale nie ma strategii wzrostu.
W roli Kasandry wystąpił prezes Banku Anglii Mervyn King. Jego zdaniem płace realne w 2011 r. będą na poziomie z 2005r., a koszty życia wzrosną. Wyraził obawy przed wzrostem inflacji do 5 proc. wobec 3,7 proc. w grudniu. Bojowy lider związku zawodowego RMT zrzeszającego m. in. pracowników kolei i transportowców Bob Crow zapowiedział protesty i eskalację żądań płacowych. Sekretarz generalny innego związku GMT Paul Kenny wskazał na rosnącą radykalizację związkowców. W odpowiedzi Osborne nazwał związki zawodowe „siłami stagnacji”: „W pobudzaniu wzrostu, usuwaniu barier hamujących rozwój biznesu i zwalczaniu sił stagnacji będziemy równie śmiali, jak w zwalczaniu deficytu” – zaznaczył. Rządowy plan przewiduje zmniejszenie wydatków o 81 mld funtów do 2015 r. i zwiększenie przychodu z podatków w tym okresie o 20 mld funtów.
Krytyka ze strony Partii Pracy i związków zawodowych nie odbiła się równie dużym echem, jak wiadomość o zamknięciu zakładów badawczych Pfizera w Sandwich w Kencie ze stratą 2,4 tys. miejsc pracy. Są to miejsca pracy wymagające wysokich kwalifikacji, w sektorze prywatnym mającym być kołem zamachowym ożywienia. Wrażenie na opinii zrobiła też wiadomość o tym, że na 200 tys. nowych miejsc pracy utworzonych w 2010 r. tylko 3 proc. stanowiły prace w pełnym wymiarze godzin. Prognoza bezrobocia ośrodka badawczego NIESR zakłada, że liczba bezrobotnych w 2011 r. wzrośnie do 2,8 mln (8,8 proc. ogółu zatrudnionych), co oznacza, że będzie najwyższa od 17 lat. Bez pracy jest co piąty absolwent uniwersytetu.
W opinii Paula Masona z BBC gospodarka brytyjska jest w trzeciej fazie kryzysu zapoczątkowanego załamaniem w bankowości. Pierwszy etap zakończył się wpompowaniem w banki pieniędzy podatnika.
Przełożyło się to na kryzys finansów publicznych będący drugą fazą, co wymusiło cięcia wydatków. W obecnej trzeciej fazie kryzys finansów publicznych rozszerza się na konflikty społeczne, a nawet pokoleniowe. Rachunek za kryzys przerzucany jest na młodzież kosztem ich poziomu życia i zawodowych perspektyw. Na razie rząd ma dobre powody tłumaczące, dlaczego jest nie tak, jak być powinno: scheda pozostawiona przez poprzedni rząd i mroźna pogoda.
Andrzej Świdlicki, Cooltura