52-letni Leszek Z. mieszkał w londyńskiej dzielnicy Mitcham. Jego zwłoki znaleziono w październiku ubiegłego roku w Tamizie. Ciało wyłowili funkcjonariusze straży przybrzeżnej. Wcześniej, zaginięcie Leszka Z. zgłosił jego syn Dariusz - czytamy w portalu www.yourlocalguardian.co.uk.
Zaginiony mężczyzna nie miał łatwego życia w Wielkiej Brytanii. Przyjechał tam przed czterema laty, po tym jak jego żona zażądała separacji. Leszek Z. był malarzem pokojowym, ale ostatnio nie miał stałej pracy, często bywał bezrobotny. Jego sytuację pogarszały długi - ustalono, że zaległości sięgały kwoty 10 tysięcy funtów.
Samobójcze zamiary potwierdza też zdarzenie z 13 października, kiedy to wieczorem Leszek Z. zadzwonił do swojej żony mówiąc jej, że właśnie jest na Battersea Bridge i że nie chce już dalej żyć. Prosił, aby pożegnała wszystkich w jego imieniu. Ostatni raz żywego widziano go tego samego dnia rano - rozmawiał z nim landlord, od którego Polak wynajmował mieszkanie w Mitcham.
Trzy dni później zaginiecie ojca zgłosił Dariusz Z., który również pracował i mieszkał w Londynie. 20 października w Tamizie znaleziono zwłoki 52-latka. Przeprowadzono sekcje zwłok - w ciele Leszka Z. nie znaleziono śladów alkoholu ani narkotyków. Z kolei obrażenia wskazywały jasno na takie, których doznaje się wskutek uderzenia w taflę wody z dużej wysokości.
- W takich przypadkach jak ten, nasza opinia jest również zbudowana na podstawie wyraźnych ostrzeżeń o samobójczych zamiarach - mówi koroner William Dolman. - Głównym dowodem jest przebieg rozmowy telefonicznej z żoną, kiedy mężczyzna dość pewnie informował o tym, że chce skończyć ze sobą.
Koroner formalnie jako przyczynę śmierci Polaka uznał utonięcie. Jego zdaniem w zdarzeniu nie brały udział osoby trzecie.
Małgorzata Jarek, MojaWyspa.co.uk