Sporo…
- Sporo. Trzeba potykać się z silnymi fizycznie zawodnikami, ale to, że nie jestem wielkoludem, ma też swoje atuty. Ogólna sprawność fizyczna w połączeniu z dobrą psychiką, wolą walki i siłą to dobra mieszanka, czasami nawet wybuchowa (śmiech). Natomiast czasami za bardzo się podpalam, zbyt mocno chcę i efekty nie zawsze są takie, jak powinny. Muszę bardziej panować nad emocjami.
Swego czasu wielką gwiazdą zapasów był "mały" Rosjanin Salman Chasimikow, który zdominował najcięższą kategorię…
- Jego walki z Adamem Sandurskim to już legenda, przeszły do historii sportu. Szacunek dla mistrza. Ja wzorowałem się na naszych wybitnych olimpijczykach - Włodzimierzu Zawadzkim i Ryszardzie Wolnym, ale przede wszystkim na dwukrotnym mistrzu olimpijskim Andrzeju Wrońskim, który również pochodzi z Pomorza. Ich sukcesy rozpalały wyobraźnię, były impulsem do ciężkich treningów. Po przyjeździe do Londynu musiałem sobie odpuścić ze sportem, trzeba było zarabiać na życie, ale czułem, że brakuje mi adrenaliny, prawdziwej sportowej rywalizacji. Z czasem to się nasilało, dlatego po sześciu latach, po kilku miesiącach solidnego treningu podczas którego zrzuciłem dziesięć kilogramów, wróciłem na matę...
… i zdobyłeś tytuł mistrza Wielkiej Brytanii.
- Przyznam, że nie spodziewałem się takiego wyniku, tym bardziej że w finale rozgrywanego w Manchesterze turnieju spotkałem się ze zdecydowanym faworytem imprezy, byłym wicemistrzem Europy Romanem Cornelem z Rumunii. Walka była bardzo twarda, szala ważyła się do końca, a wygrałem ją w trzeciej dogrywkowej rundzie. To był sukces nie tylko sportowy - udowodniłem sobie, że wiara przenosi góry, że jeśli się chce i wkłada w to serce, wszystko jest możliwe... Potem wygrałem silnie obsadzony turniej w Nottingham, a następnie mistrzostwa Irlandii Północnej w Belfaście. Co ciekawe, w obu tych imprezach walczyłem w stylu wolnym, natomiast wcześniej, w Manchesterze - w klasycznym. W ogóle staram się trenować wszechstronnie, dlatego poza zapasami ćwiczę elementy boksu, judo i MMA...
W tym miejscu chciałbym podziękować firmie Vitamin Shop, która zaopatruje mnie w suplementy i częściowo wspiera finansowo, dzięki czemu jestem w stanie kontynuować karierę. Gdyby udało się pozyskać dodatkowego sponsora mógłbym trenować dwa razy dziennie, przez co efekty na macie byłyby jeszcze lepsze.
Ostatnio na topie jest MMA…
- Ciekawa dyscyplina, może sam kiedyś spróbuję. Ale póki co zapasy są priorytetem – to zdecydowanie sport mojego życia. Zwycięstwa, które ostatnio odnosiłem, napawały optymizmem, czułem, że jestem w gazie i cały czas się rozwijam. Niestety, złapałem kontuzję prawego kolana, a dokładnie zerwanie wiązadła krzyżowego przedniego i lewej łąkotki. Poważny uraz, byłem w Gdańsku, gdzie w tamtejszej klinice przeprowadzono operację. Lekarze twierdzą, że się udała, dlatego mam nadzieję, że po rehabilitacji w pełni zdrowia wrócę na matę. Już zacząłem lekki rozruch. Co prawda nie będę w stanie przygotować się do obrony tytułu mistrza Wielkiej Brytanii, ale wierzę, że nadrobię stracony czas. W końcu Olimpiada 2012 zbliża się szybkimi krokami...
Rozmawiał Piotr Gulbicki, Dziennik Polski
Fot. Piotr Gulbicki