MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

13/10/2010 08:16:00

Krew, pot i łzy, czyli brytyjska rzeźnia

Krew, pot i łzy, czyli brytyjska rzeźnia- To męski, twardy i brutalny świat. Nie dla mięczaków, ani ludzi w garniturkach. Mamy przecież do czynienia z bydłem – mówi pracownik rzeźni. Tutaj  krew leje się strumieniami, bydło kwiczy, rozpruwane żołądki uwalniają nieprzyjemne aromaty, tempo pracy wykańcza...

Kilka miesięcy temu w Wielkiej Brytanii głośno było o polskich emigrantach wyzyskiwanych w brytyjskim przemyślnie mięsnym. Drastyczny raport Komisji Równości i Praw Człowieka (EHRC) zamieściły na swoich czołówkach największe media w kraju. Kiedy znikły kamery, a dziennikarze przestali wydzwaniać do menadżerów zakładów i pracowników PR żądając wyjaśnień, wszystko wróciło do normy. Bo praca w rzeźni nawet bez wyzysku to krew, pot i łzy.


Jarek wstaje o 4.05. Te dodatkowe pięć minut snu jest dla niego niezwykle istotne. Pozwala poczuć się jako tako wyspanym. Oczy się tak nie kleją, a przynajmniej tak mu się wydaje. Potem szybka kawa, szczotkowanie zębów, przemycie twarzy i radio żeby się jeszcze bardziej rozbudzić. O 4.30 Jarek musi być w umówionym miejscu, bo zakład, w którym pracuje oddalony jest kilka mil od miasta a on nie ma własnego transportu. Jarek pracę zaczyna o szóstej, ale kierowca, który podwozi jego i jeszcze kilku kolegów jedzie wcześniej ze względu na „poranne overtime’y” A nie jest łatwo je dostać, gdyż są znacznie lepiej płatne niż te po godzinach pracy. Menadżerowie dodatkową możliwość zarobku rezerwują dla zasłużonych. Jarkowi, który zalicza się do starej gwardii też proponowali, ale twierdzi, że nie chciał. Pracuje w rzeźni odkąd przyjechał do Wielkiej Brytanii pięć lat temu. Niejedno przeżył, niejedno widział, niejedno słyszał. Chętnie opowie.

Bydło

Raport Komisji Równości i Praw Człowieka (Equality and Human Rights Commission) ukazał się w marcu tego roku i wywołał szok wśród brytyjskiej opinii publicznej. „Wydawałoby się, że badania dotyczyć mogą krajów rozwijających się. Tymczasem dokument koncentruje się na sytuacji pracowników w Wielkiej Brytani” pisał Guardian. „Szokująca przemoc i nadużycia w przemyśle mięsnym w stosunku do imigrantów” krzyczał nieprzychylny zazwyczaj obcokrajowcom Daily Mail. Wszystkie media informowały o zachowaniach brygadzistów i menadżerów zmuszających ciężarne kobiety do podnoszenia ciężkich przedmiotów, albo pracy po dziewięćdziesiąt godzin w tygodniu. W raporcie wymieniono także zakazy wychodzenia do toalety, werbalne ataki, a nawet rzucanie mrożonymi hamburgerami w pracowników – Rzucanie mięsem w takich miejscach jest normą – śmieje się Jarek – dosłownie i w przenośni. To męski, twardy i brutalny świat. Nie dla mięczaków, ani ludzi w garniturkach. Mamy przecież do czynienia z bydłem – uśmiecha się ponownie zadowolony z kolejnego dwuznacznego dowcipu. To słynny, typowy humor rzeźnika – tłumaczy i mruga porozumiewawczo. A do pracy w takim miejscu oprócz wytrzymałych mięśni, nerwów trzymanych na wodzy i jakiejś tam znieczulicy potrzeba także dużo autoironii i umiejętności rozładowania napięcia. Krew leje się strumieniami, bydło kwiczy, rozpruwane żołądki uwalniają nieprzyjemne aromaty, tempo pracy wykańcza. Trzeba mieć grubą skórę i ciężki dowcip żeby to wszystko wytrzymać.

– Zresztą w tym całym zamieszaniu tak naprawdę chodziło o kasę – Jarek oznajmia z pewnością i przekonaniem doświadczonego znawcy – agencyjni się skarżą, bo zarabiają gorzej niż ci na kontrakcie. Gdyby stawki były równe nikt by nie płakał, tylko zasuwał. Pracownicy agencji są zaś na samym końcu łańcucha pokarmowego. Ci zatrudnieni na etatach patrzą na nich z wyższością, czasem nawet z pogardą. Przypomina to trochę wojskową falę. Swoje trzeba przecierpieć, żeby potem móc się wywyższać przy następnym świeżym rzucie na taśmę. Bo chociaż praca w rzeźni do łatwych nie należy, a ostatnio ma dodatkowo złą prasę, chętnych nie brakuje. Rzeźniko-mobile – dowcipkuje Jarek. Ci, którzy poduczą się trochę angielskiego, albo mają dość ciężkiej fizycznej pracy łapią inne lepsze, bądź lżejsze fuchy. Wciąż jednak przybywają nowi. Interes się kręci. Dlatego mimo kryzysu i ciężkich czasów dla wszelkiej maści agencji pracy, te działające na rynku spożywczym wciąż trzymają się na powierzchni.

Złodzieje z agencji

Kiedy kilka lat temu Wielka Brytania otwierała swój rynek pracy dla imigrantów z Europy Środkowej i Wschodniej cierpiała na deficyt relatywnie taniej siły roboczej. Z pomocą przyszły agencje pracy, które masowo dostarczały chętnych, gotowych do wyrzeczeń i pracy za niskie stawki. Wielkie koncerny i firmy wolały podpisywać umowy z agencjami pracy niż szukać pracobiorców na własną rękę, co pozwalało oszczędzać trochę na kosztach, a w razie problemów szybko umywać ręce, gdyż pracownicy agencyjni dzięki staraniom brytyjskiego rządu w Unii Europejskiej wciąż mają mniejsze prawa pracownicze niż ci zatrudnieni na kontrakcie. To co jako tako działało w skali makro psuło się w skali mikro. Pojawiły się agencje pracy, które robiły czarny PR całej reszcie. – Na agencje pracy wypada narzekać – informuje Jarek – bo płacą grosze, oszukują, za wszystko pobierają opłaty, ale z drugiej strony załatwiają przerzut na Wyspy i papierkową robotę. Dla ludzi bez znajomości języka i realiów w obcym kraju to były kwestie najbardziej istotne. Problemy zaczynały się po przyjeździe. Stawki były minimalne, zakwaterowanie co prawda zapewnione, ale nędzne, papierki wypełnione, ale trzeba było za nie zapłacić. Do tego dochodziło jeszcze przerzucanie z zakładu do zakładu, poczucie braku stabilizacji i opłaty pobierane za transport. – Z moich wczesnych payslipów, po odliczeniu tych  wszystkich kosztów niewiele zostawało – wspomina Jarek – Jestem przekonany, że teraz jest podobnie. Swoje trzeba jednak odcierpieć. Na kontrakt można przejść w zależności od tego jaką umowę ma agencja pracy z zakładem – od pół roku, do roku. W przemyśle mięsnym pracownicy agencyjni wciąż stanowią 33 proc. zatrudnionych, a 70 proc. z nich to emigranci – głównie z Polski. – Są wystraszeni, grzeczni, cichutcy i godzą się na wszystko – oznajmia Jarek. W rzeźniach traktuje się ich obcesowo i bez sentymentu.

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze (wszystkich 6)

mako123

8 komentarzy

17 październik '10

mako123 napisała:

polakm, tu jest tak że im więcej mięso śmierdzi tym lepsze :) wiem bo sama pracuje w tej branży. Masz racje kontrole są zapowiedziane i zawsze jest wielkie sprzątanie "udawanie". Ludzie ustawieni.... taka branża... Najlepiej to domek i przydomowa farma i samemu hodować ;)

profil | IP logowane

Cowboy

3603 komentarze

16 październik '10

Cowboy napisał:

Dlaczego Tesco nie otwiera swoich rzezni skoro twierdzi ze mozna miec tansze koszty ?

profil | IP logowane

polakm

40 komentarzy

15 październik '10

polakm napisała:

nic dodać, nic ująć, w wielu zdaniach tego art. prawda/ pracujemy na dziale pakowania i też słyszymy 'fasta', a kontrole z Tesco to farsa, są zapowiedziane , gdyby weszli niezapowiedziani to efekt byłby taki że menagerowie dawno nimi już by nie byli, warunki sanitarne - w Polsce takie mięso nawet nie wyszłoby z zakładu tu idzie na półki Tesco........zastanawiam się kto je zjada , takie śmierdzące ,ale cóż zjadają je ludzie , pewnie ich powonienie jest inne......

profil | IP logowane

Cowboy

3603 komentarze

13 październik '10

Cowboy napisał:

mafia w uk ma nazwe agencja
czy ktos ma jeszcze jakies pytania ?

profil | IP logowane

pteros64

2 komentarze

13 październik '10

pteros64 napisał:

Do tom8104-to sie nazywa "kaczynizm"

profil | IP logowane

tom8104

86 komentarzy

13 październik '10

tom8104 napisał:

Ta znowu artykul o meczennikach z PL. Jak ktos sie p....a urodzil to kanarkiem nie umrze i zawsze beda go rabac czy to PL,UK czy w kazdym innym kraju obojetnie czy to fabryka, budowa czy jakikolwiek inny zaklad pracy.
Problem nie lezy w tych co nas wykorzystuja tylko raczej w nas samych. Podkladanie sobie swin, wykorzystywanie stanowiska do gnebienia i ponizania rodakow na nizszych stanowiskach i wszechobecna zadrosc - zeby tylko "oni" nie mieli lepiej niz ja. Do tego dochodzi brak jakiejkolwiek wspolpracy i checi pomocy jeden drugiemu. Istnieje miedzy nami jakas glupia rywalizacja i chec pokazania ile to ja moge zrobic.

profil | IP logowane

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska