Jedz mięso będziesz wyzyskiwaczem
W podsumowaniu swojego raportu Komisja badająca brytyjskie firmy zaleca znaczącą poprawę warunków pracy, kontrolę dostawców, oraz agencji pracy. Pracownicy EHRC mają ponownie skontrolować zakłady mięsne w przyszłym roku i w wyniku braku jakichkolwiek działań wystąpić z propozycją działań administracyjnych i regulacyjnych. Według Jarka nic się jednak nie zmieni. Pojawią się tylko jakieś szkolenia, wywieszki na tablicach informacyjnych, pogadanki z menadżerami, których nikt nie zrozumie. Bo przecież kontrole na Wyspach to żart. Gdyby były naprawdę solidne i dokładne to zakład, w którym pracuje już dawno powinien być zamknięty a on sam na zasiłku.
Maszyny są tu, bowiem przestarzałe, kable zwisają w nieładzie, budynki przeciekają, lodówki stale się psują, a szczury myszkują po zakamarkach. Właściciel nie inwestuje, tylko wyciska maszyny tak jak zatrudnionych. Niczym cytryny. Oburzanie się na wyzysk i paskudne traktowanie pracowników to zaś przywileje ludzi, którzy nie są zmuszeni do ciężkiej pracy i nie rozumieją jak wygląda rzeczywistość w fabrykach. Chętni do pracy nawet za minimalną stawkę zawsze się znajdą. Zwłaszcza w kryzysie. Brytyjskie rzeźnie i ubojnie w przeciwieństwie do innych zakładów wciąż, bowiem zatrudniają. Wyspiarze może zaciskają nieco pasa, ale z konsumpcji mięsa nie rezygnują. W przeciągu całego swojego życia statystyczny Brytyjczyk pochłania osiem krów, trzydzieści sześć owiec, trzydzieści sześć świń oraz pięćset pięćdziesiąt kur. Rocznie wyspiarze zjadają milion ton wołowiny, 1.3 miliona ton wieprzowiny oraz prawie dwa miliony ton drobiu.
Przyszłość dla hipermarketów oraz właścicieli zakładów mięsnych wygląda całkiem obiecująco. Dla rzeźników z Polski i innych krajów Europy Środkowej i Wschodniej już niekoniecznie. Nikt nie mówił jednak, że emigracja to łatwy kawałek chleba. Większość podobnie jak ci przepytani przez Equality and Human Rights Commission będzie znosić upokorzenia, zastraszanie i poganianie w obawie przed utratą pracy. Media oraz aktywiści robią tylko trochę szumu i hałasu, a potem wyjeżdżają, a oni muszą tu przecież zostać i z czegoś żyć. – Po czasie można jakoś przywyknąć – Jarek podczas przerwy obiadowej zdecydował się jednak na obiad z zakładowej stołówki, a teraz na parkingu łapczywie pali papierosa – nie jest to przyjemna praca, ale zarobki wystarczają na jako takie życie. Ludzie mają rodziny do utrzymania, kredyty. Dlatego kurczowo trzymają się tego, co już znają. Jarek kończy papierosa wkłada ręce do kieszeni i wraca na linię. Robi dobrą minę do złej gry, chowając się za rubasznym dowcipem i pozytywnym myśleniem. Nie narzeka. Nie chce stracić tej pracy. Ma przecież do zapłaty alimenty.
Radosław Zapałowski, Magazyn Emigrant