13/10/2010 08:16:00
Kilka miesięcy temu w Wielkiej Brytanii głośno było o polskich emigrantach wyzyskiwanych w brytyjskim przemyślnie mięsnym. Drastyczny raport Komisji Równości i Praw Człowieka (EHRC) zamieściły na swoich czołówkach największe media w kraju. Kiedy znikły kamery, a dziennikarze przestali wydzwaniać do menadżerów zakładów i pracowników PR żądając wyjaśnień, wszystko wróciło do normy. Bo praca w rzeźni nawet bez wyzysku to krew, pot i łzy.
– Zresztą w tym całym zamieszaniu tak naprawdę chodziło o kasę – Jarek oznajmia z pewnością i przekonaniem doświadczonego znawcy – agencyjni się skarżą, bo zarabiają gorzej niż ci na kontrakcie. Gdyby stawki były równe nikt by nie płakał, tylko zasuwał. Pracownicy agencji są zaś na samym końcu łańcucha pokarmowego. Ci zatrudnieni na etatach patrzą na nich z wyższością, czasem nawet z pogardą. Przypomina to trochę wojskową falę. Swoje trzeba przecierpieć, żeby potem móc się wywyższać przy następnym świeżym rzucie na taśmę. Bo chociaż praca w rzeźni do łatwych nie należy, a ostatnio ma dodatkowo złą prasę, chętnych nie brakuje. Rzeźniko-mobile – dowcipkuje Jarek. Ci, którzy poduczą się trochę angielskiego, albo mają dość ciężkiej fizycznej pracy łapią inne lepsze, bądź lżejsze fuchy. Wciąż jednak przybywają nowi. Interes się kręci. Dlatego mimo kryzysu i ciężkich czasów dla wszelkiej maści agencji pracy, te działające na rynku spożywczym wciąż trzymają się na powierzchni.
Złodzieje z agencji
Kiedy kilka lat temu Wielka Brytania otwierała swój rynek pracy dla imigrantów z Europy Środkowej i Wschodniej cierpiała na deficyt relatywnie taniej siły roboczej. Z pomocą przyszły agencje pracy, które masowo dostarczały chętnych, gotowych do wyrzeczeń i pracy za niskie stawki. Wielkie koncerny i firmy wolały podpisywać umowy z agencjami pracy niż szukać pracobiorców na własną rękę, co pozwalało oszczędzać trochę na kosztach, a w razie problemów szybko umywać ręce, gdyż pracownicy agencyjni dzięki staraniom brytyjskiego rządu w Unii Europejskiej wciąż mają mniejsze prawa pracownicze niż ci zatrudnieni na kontrakcie. To co jako tako działało w skali makro psuło się w skali mikro. Pojawiły się agencje pracy, które robiły czarny PR całej reszcie. – Na agencje pracy wypada narzekać – informuje Jarek – bo płacą grosze, oszukują, za wszystko pobierają opłaty, ale z drugiej strony załatwiają przerzut na Wyspy i papierkową robotę. Dla ludzi bez znajomości języka i realiów w obcym kraju to były kwestie najbardziej istotne. Problemy zaczynały się po przyjeździe. Stawki były minimalne, zakwaterowanie co prawda zapewnione, ale nędzne, papierki wypełnione, ale trzeba było za nie zapłacić. Do tego dochodziło jeszcze przerzucanie z zakładu do zakładu, poczucie braku stabilizacji i opłaty pobierane za transport. – Z moich wczesnych payslipów, po odliczeniu tych wszystkich kosztów niewiele zostawało – wspomina Jarek – Jestem przekonany, że teraz jest podobnie. Swoje trzeba jednak odcierpieć. Na kontrakt można przejść w zależności od tego jaką umowę ma agencja pracy z zakładem – od pół roku, do roku. W przemyśle mięsnym pracownicy agencyjni wciąż stanowią 33 proc. zatrudnionych, a 70 proc. z nich to emigranci – głównie z Polski. – Są wystraszeni, grzeczni, cichutcy i godzą się na wszystko – oznajmia Jarek. W rzeźniach traktuje się ich obcesowo i bez sentymentu.
17 październik '10
mako123 napisała:
profil | IP logowane
15 październik '10
polakm napisała:
profil | IP logowane
13 październik '10
tom8104 napisał:
profil | IP logowane
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Skup zlomu i metali scrap metal ...
07738821271NAJWIĘKSZY W LONDYNIESKUP METALI KOLOROWYCHPŁACIM...
Simvic-najstarszy skup metali kol...
NAJWIĘKSZY W LONDYNIE SKUP METALI KOLOROWYCH PŁACIMY NAJWYŻS...
Skup zlomu i metali scrap metal ...
07738821271NAJWIĘKSZY W LONDYNIESKUP METALI KOLOROWYCHPŁACIM...