Pod jej przewodnictwem rozpoczęło się w poniedziałek częściowo zamknięte dla publiczności dochodzenie w sprawie okoliczności zamachów. Hallet prowadzi
je sama, bez ławy przysięgłych.
W samobójczych zamachach na trzy pociągi metra i autobus, przeprowadzonych w godzinach porannego szczytu, zginęło 56 osób, w tym czterech zamachowców. Wśród ofiar były trzy Polki i działacz brytyjskiego komitetu poparcia dla NSZZ Solidarność Giles Hart. Dochodzenia domagały się rodziny ofiar, ponieważ wyjaśnienia władz ich nie zadowoliły.
W ostatnich latach wyszło na jaw, że dwoma spośród zamachowców - 30-letnim Mohammadem Sidique Khanem oraz 22-letnim Shehzadem Tanweerem - interesowały się służby bezpieczeństwa, ale nie zostali uznani za groźnych i odstąpiono od ich inwigilacji.
Tuż po zamachach oficjalnie twierdzono, że ich sprawcy nie byli znani kontrwywiadowi (MI5), a zatem zamachom nie można było zapobiec. Poprzedni rząd Partii Pracy nie godził się na dochodzenie, argumentując, że nie ma dowodów na poparcie twierdzeń, iż MI5 zlekceważył ostrzeżenia, a samo dochodzenie odciągnie uwagę służb od pilnych spraw.
Przy okazji innych procesów, w których oskarżonym postawiono zarzuty na podstawie ustawodawstwa antyterrorystycznego wyszło na jaw, że Khan (lider siatki) i Tanweer (jego prawa ręka) na początku 2004 roku byli sfotografowani, śledzeni, a ich rozmowy
nagrywano.
Zwrócili uwagę MI5, ponieważ kontaktowali się z innymi osobami namierzonymi przez służby bezpieczeństwa. Chodzi o osoby, które przygotowywały zamach z użyciem substancji, wykorzystywanych w nawozach sztucznych. Zamach udaremniono, a niedoszłych zamachowców skazano. Khana i Tanweera uznano jednak tylko za "drobnych kanciarzy" niewartych zainteresowania tajnych służb.