Planów na przyszłość jest dużo – majówki, imprezy dla polskich szkół, zajęcia edukacyjne. W sytuacji kiedy nie udało się utrzymać w polskich rękach Fawley Court, który zresztą sam zamierzałem kupić, pałac na Ealingu może być miejscem integrującym Polaków mieszkających na Wyspach. Do Fawely Court miałem szczególny sentyment, gdyż mój ojciec jako prawnik doradzał marianom przy zakupie tamtej posiadłości. I, co ciekawe, jako jedyny miał prawo polowania na jej terenie...
Poza imprezami charytatywnymi w pałacu odbywają się też te komercyjne...
Organizujemy wesela oraz sesje zdjęciowe i filmowe. Gościliśmy wiele znanych osób, ostatnio na przykład Victorię Beckham, a nieco wcześniej Ivankę Trump. Musimy zarabiać, żeby móc utrzymać obiekt, opłacić ludzi. To oczywiste.
Jednak nie dla sąsiadów...
To znowu macki pana prawnika, który nie daje za wygraną. Zaczął podburzać innych, chodził od domu do domu, zbierał podpisy, słał listy protestacyjne. No i częściowo mu się udało. Tym razem pod hasłami – hałas i korki uliczne.
Nie ma hałasu?
Nasze imprezy kończą się najpóźniej o godzinie 23, ale i wcześniej nie jest głośno. Niezależna firma zajmująca się pomiarem dźwięków wykonała badania, które wykazały, że wszystko - dzięki systemowi tłumienia hałasu, który zamontowaliśmy - jest OK. Samochody parkują na specjalnym parkingu kilkadziesiąt metrów dalej, więc tu również sprawa jest jasna. Powiem tak – ja sam, jako mieszkaniec, chcę żeby był porządek i spokój. I jest...
Jednak Rada Ealingu zadecydowała, że w ciągu pół roku ma pan zakończyć działalność...
Moi prawnicy nie mają wątpliwości, że nie ma podstaw do podjęcia takiej decyzji i już się od niej odwołaliśmy. Ale równocześnie - na kampanię zbierania podpisów i wysyłania listów organizowaną przez naszych przeciwników - musimy odpowiedzieć własną. Otrzymuję wyrazy poparcia od Polaków i Anglików - ludzi których znam, ale też zupełnie obcych. Podchodzą do mnie na ulicy, deklarują pomoc.
Ja jestem normalnym człowiekiem. Nie chodzę z głową w chmurach, a pieniądze nie są dla mnie celem samym w sobie. Urodziłem się w Anglii, mieszkam tu całe życie, ale czuję się Polakiem. I tak jestem postrzegany w tutejszym środowisku. Robię wszystko zgodnie z prawem, na wszystko mam pozwolenie. Więc o co chodzi? Komu przeszkadza polski pałac?
Tekst i fot. Piotr Gulbicki, Dziennik Polski