Ostatni raport
- Zachowanie emigracyjnego dorobku to także upowszechnianie wiedzy o naszych osiągnięciach – podkreśla prof. Ciechanowski. – Czy w roku 70-lecia Bitwy o Wielką Brytanię pamięta się o tym, że 11 procent strąconych samolotów niemieckich to dzieło polskich pilotów? Inna sprawą jest rola polskiego wywiadu – mówię o tym jak tylko mogę najczęściej – 44 procent wszystkich wiadomości, które Brytyjczycy otrzymywali z Niemiec, Polski i krajów okupowanych w Europie pochodziło ze źródeł polskich. Polski wywiad działał na wszystkich frontach: w Afryce Północnej, na Bliskim i Dalekim Wschodzie, w obu Amerykach, w krajach neutralnych. Miał zasięg niemal światowy. To są tysiące dokumentów. Jeśli my sami nie dbamy o upowszechnianie tych osiągnięć, to trudno dziwić się niewiedzy innych. Niestety i strona Polska, i my robimy zbyt mało, by świat się dowiedział, że gdyby nie nasz wywiad, wojna mogłaby trwać znacznie dłużej – mówi prof. Ciechanowski.
- Jako historyk uważam, że emigracja powinna zdać swój ostatni raport – kontynuuje prof. Ciechanowski. – Co się udało dokonać, czego nie. Wśród porażek wskazać należy na jedną największą: brak w środowisku kolejnych pokoleń. Nie wciągnęliśmy do naszych organizacji ‘nowego narybku’, nie zapewniliśmy następców, nie wychowaliśmy ich, by przejęli nasze sztandary. Rozgoryczeniu najstarszych towarzyszy frustracja i niebezpieczne hasło: „Po nas choćby potop” – mówi prof. Ciechanowski.
W komentarzu tych słów wyjść trzeba od opinii, że poczucia emigracyjności się nie dziedziczy. Dzieci emigrantów mają inny światopogląd, zainteresowania i priorytety. Żeby ich wciągnąć w życie polskie, polonijne trzeba je było uczynić atrakcyjnym dla wszystkich. Najstarszemu pokoleniu trudno było z tym przejść do porządku dziennego. Nie zmieniało pryncypiów ani statutów.
Bardziej polscy niż nasze dzieci
- Nasze dzieci zrobiły karierę na model angielski – potwierdza prof. Ciechanowski. – Są świadome swych polskich korzeni, ale poszły śladem swych brytyjskich rówieśników. Na przykładzie mojej rodziny łatwo to pokazać. Moja żona jest Angielką, ale córki nie stroniły od polskości. Młodsza bardzo zbliżyła się do spraw polskich, gdy Karol Wojtyła został papieżem. Nawet wyjechała do Polski i uczyła na Uniwersytecie Warszawskim języka angielskiego. Mając ojca Polaka, obie poczuwają się do polskości, ale w szerszym, czy bardziej ogólnym wymiarze. Na pewno nie tego w emigracyjnym wydaniu – passe. Tymczasem my musimy mieć jakichś następców. Dla polskiego środowiska jedyną szansą są ludzie, którzy przybyli z kraju. Oni są bardziej polscy niż nasze dzieci – mówi prof. Ciechanowski.
Dzieci pokolenia żołnierskiego to ludzie zawodowo czynni, którzy osiągnęli sukces finansowy, rozwinęli karierę w środowisku brytyjskim. Często przemieszczają się w ślad za lepszą pracą i standardem życia. Polonia rozprasza się. Polskie dzielnice (jak choćby Ealing w Londynie) już nie są zamieszkiwane tak licznie przez kolejne pokolenia. A w ślad za rozproszeniem brytyjskich Polaków osłabieniu ulegają więzi środowiskowe, organizacyjne. Łatwiej o kontakt, gdy jest się zwartym, gdy chodzi się do tego samego kościoła, klubu czy tych samych sklepów, a dzieci uczęszczają do tej samej szkoły. Dzięki awansowi wynikającemu z własnej pracy takiego bieżącego kontaktu nie ma.
Sprawa jest nader jasna i klarowna. By dana grupa społeczna miała wpływ, musi chodzić na wybory i musi pokazać, że głosuje w sposób zorganizowany. Tak by można było powiedzieć, że Polacy wspierają jednego kandydata. Najlepiej kandydata swojego, jeśli nie go nie ma, to takiego, na którego stawiają liderzy polskich organizacji. W niedawnych wyborach lokalnych ani na Ealingu, ani na Islingtonie nie udało się Polakowi zdobyć mandatu radnego.
Lobbing czy jeremiady
Podsumowując rozmowę profesor podkreśla, że Polonia brytyjska ma solidne zaplecze i potencję. Ale tkwi w stagnacji:
- Ważne cele osiągnęliśmy dobre dwadzieścia lat temu – przypomina prof. Ciechanowski. – Niech dziennikarze spytają naszych aktywistów i prezesów: O co wam chodzi dzisiaj, o co się staracie, jaki jest wasz plan działania?
I zadbajmy o uzyskanie odpowiedzi. Bo na jeremiady szkoda czasu.
Rozmawiał Jarosław Koźmiński, Dziennik Polski