Michał Orłowski trzykrotnie przekroczył dopuszczalny dla kierowców na Wyspach poziom alkoholu w wydychanym powietrzu. Polak jechał przez fabryczną dzielnicę Aberdeen. Droga biegnie tam tuż nad urwiskiem, które od morza chroni wysoka betonowa zapora. Do wypadku doszło w pobliżu zatoki Cove. Znajdują się tam dość zdradliwe wysokie klify – podaje portal news.stv.tv.
Sprawa zakończyła się w sądzie. 28-latek przyznał się do jazdy po pijanemu. – Ten przypadek jest dość bulwersujący. Była godzina 16.10, kiedy oskarżony podjechał pod sklep w celu zakupu alkoholu. Pracownicy sklepu już wtedy widzieli, że kierowca ma trudności w wydostaniem się z samochodu, ledwo mógł stać na nogach – mówi oskarżyciel Felicity Primrose. – Świadkowie zdarzenia słusznie obawiali się o bezpieczeństwo kierowcy i innych użytkowników dróg.
Zanim policja pojawiła się pod sklepem, Polak zdążył odjechać i spowodować poważny wypadek. Jego samochód roztrzaskał się o betonowe zapory. Mało brakowało, a auto spadłoby do morza. Ranny Polak zdołał zadzwonić do żony i poinformować ją o tym, co go spotkało. Ta z kolei zawiadomiła policję o miejscu wypadku.
Co ciekawe, Polak uciekł z miejsca wypadku piechotą. Nie wracał do domu przez trzy godziny. Badanie alkomatem wykazało 110 mikrogramów alkoholu w 100 ml powietrza. Dopuszczalny limit to 35 mikrogramów.
Michał Orłowski przyznał się do zarzutów. Wyrok w tej sprawie poznamy pod koniec września.
Małgorzata Jarek, MojaWyspa.co.uk