Jestem „młodym” kierowcą, to trudny i odpowiedzialny zawód, wozimy najbardziej delikatne cargo na świecie - ludzi! Można przewieść tysiące zadowolonych klientów, ale wystarczy jeden mały błąd, a konsekwencje mogą być ogromne, sam się już o tym przekonałem.
W życiu nie pomyślałem, że zastanę bus driverem, to było marzenie mojej żony, która po kilkumiesięcznym kursie w Polsce zaliczyła bardzo trudne i idiotyczne parapsychologiczne testy i oblała 2-krotnie test praktyczny na placu manewrowym, bo zabrakło jej... kilku centymetrów przy cofaniu!
Ja po 3-tygodniowym kursie zdałem testy po angielsku i jazdę po lewej stronie, a jak to zrobiłem... kiwałem głową, robiłem wielkie oczy i nikt się nie zorientował, że mój angielski... o tym jeszcze napiszę ;)
Real bus driver test
Wstaje wcześnie rano i jak zwykle zaczynam dzień z facetem w lustrze, jak w piosence Jacksona. Gdy pytam go – dlaczego? Milczy. Martwi mnie tylko jego smutny wzrok. Troszkę później niż zwykle ruszyłem do Hilsea. Podpisik, modulik i sprintem na parking. Dziś z pospiechem. Nie cierpię tego, lubię być wcześniej.
Siódmy raz sprawdzam numerek busika, bo już jeździłem wrong busem!
Potem rutyna, sprawdzam dach - czy nie ma Chińczyków? Podwozie - czy nie ma bombki? Bo to jest obowiązek! Do kabinki i jedziemy. A! Światełka choinkowe (traffic lights służą do very smooth jazdy autobusem - cokolwiek to znaczy). Zapomniałbym. Założyli nam je, żebyśmy jeździli powolutku i nigdzie nie skręcali, bo wtedy się świecą na pomarańczowo, a nawet na czerwono! Ale tylko wtedy gdy mocno zahamujesz. Nie świecą się tylko wtedy gdy się je nosi w kieszeni!
Jadę, jadę i już jestem na City Center. Tu dziś zaczynam.
Jest ciemno, kilka minut po piątej. Mam troszkę czasu, wyjmuje termosik, nalewam do wieczka czyli zakrętki - no denka - pamiętacie z Kilera? Już mam pić, gdy do autobusu wchodzi pierwszy klient… Taka mała szara myszka, nawet nie zobaczyłem jej twarzy, bo miała kapturek na głowie. Cichutko wyszeptała Strand, miała odliczone pieniążki.
Usiadła na końcu. Zamknąłem delikatnie drzwi i ruszyłem powolutku, nie żeby uważać na światełka choinkowe, ale na nią. Wydawała się taka krucha.
Strand jest niedaleko od Centrum - jakieś 6, 7 przystanków. Jechałem wolno i bardzo smoothnie, po polsku to samo - smutnie. Nikt już nie wsiadał. Zatrzymałem autobus, chociaż nie słyszałem dzwonka. Spojrzałem w lusterko. Siedziała dalej, bez ruchu. Może zamyśliła się? Strand – zapowiedziałem półgłosem. Nic. Cisza. Wiedziałem, że tu ma wysiąść. Wyszedłem zza kierownicy i podchodzę do niej. Patrzę – śpi. - Śliczna Śpiąca Królewna –pomyślałem. Dotknąłem jej ramienia i powiedziałem po polsku - Obudz się śpiąca królewno, czas wysiadać, czarodziejska kareta już znikła.
Popatrzyła na mnie, wstała i cos powiedziała, ale nie zrozumiałem, bo po angielsku. Thank You, My Prince.
Bez słownika ani rusz! - wiec ruszyłem dalej.
Niestety dalsza podróż była już prozaiczna. Jechałem 1c. Zaczęło wsiadać mnóstwo pasażerów, wszyscy spieszyli się do pracy, żadnej bajki, szara rzeczywistość. Rozwiozłem wszystkich jak zwykle do celu bezpiecznie, i co najważniejsze - o czasie!
Następnie zajechałem pod Portsdown Inn, żeby za 10 minut zacząć podroż powrotną do mojego ulubionego wybrzeża. Tym razem trójką.
Miałem jeszcze kilka minut. Przypomniałem sobie o kawie, której w końcu nie zdążyłem wypić na CC. Pamiętacie dlaczego?
Biorę termos i… nie ma zakrętki ,wieczka, no denka. Wtedy przypomniałem sobie ze postawiłem go z kawa za maszynka do drukowania bilecików! Patrzę - jest! Stoi. Tylko że kawa już całkiem wystygła… i właśnie wtedy dotarło do mnie, że właśnie zdałem egzamin na kierowcę - teraz! Nie pół roku temu na testach i egzaminach. Te dwa zdarzenia - Śpiącą Królewna i nierozlana nawet kropelka kawy - przyprawiły mnie o wielka za…dumę!
Naprawdę!
autor65
P.S. dwa dni potem urwałem lusterko
CDN...