Krem do opalania z filtrem. Sprawia nam kłopot dwojakiego rodzaju. Po pierwsze – jak go nałożyć (przy czyjej pomocy) na plecy i szyję? Dalej – jak grzecznie odmówić przeprowadzenia tej operacji na słodkich, owłosionych i czasem łuszczących się ciałkach krewnych i przyjaciół. W pierwszym przypadku rozwiązanie jest proste, jeżeli trochę poćwiczymy podczas nakładania fałszywej opalenizny wcześniej w domu. Wybawieniem z drugiego kłopotu jest tylko rzucenie się w morskie fale.
Ubrania i buty. Jeżeli przez cały rok marzyliśmy o katowaniu przestrzeni między pierwszym a drugim palcem u nogi, powinniśmy sobie kupić japonki. W przeciwnym razie należy się zaopatrzyć w sandały lub lekkie buty sportowe. I w każdym ze wspomnianych rodzajów obuwia chodzić bez skarpetek. Koszule, szorty i spódniczki mogą być jakie bądź, chociaż włożenie hawajskiej koszuli może się spotkać z nieprzychylną reakcją, zwłaszcza na Hawajach.
Internet. Wyłączyć BlackBerry, zostawić telefon w pokoju hotelowym i pod żadnym pozorem nie zaglądać na Facebook w komputerze na recepcji w hotelu. Nic tak nie rujnuje słonecznych wakacji jak oglądanie zdjęć z wakacji kogoś innego, być może jeszcze bardziej słonecznych. Urlop nie jest urlopem, jak się ciągle czyta, o czym twittuje szef. Pocztę wolno sprawdzać nie częściej, niż co 3 dni. I absolutnie nie wolno twittować o urlopie czy wysyłać nowych zdjęć, jak się jeszcze leży na plaży. Wszyscy nas znienawidzą.
Prezenty. Kupowanie pamiątek to pole minowe, a prezentów – teatr wojny w całej okazałości. Tylko jedna opcja jest bezpieczna, ta jadalna: wina, czekolady i wódki. Prezenty w postaci pamiątek całkowicie zakazane. Nikt, ale to nikt nie chce nosić, pić czy przyozdabiać domu pamiątkami z wczasów kogoś innego.
Pakowanie walizki w podróż powrotną. Tutaj nie gramy już w Tetris, tutaj wchodzi Theme Hospital – nie da się bez oszustwa. Zaczynamy od pozostawienia kilku prezentów dla obsługi hotelu – aktualnie czytany thriller, zniszczone sandały, kapelusz z korkiem. Z całą pewnością te przedmioty uszczęśliwią personel. Następnie ładujemy wszystko inne do walizki, załamujemy ręce, wychodzimy, kupujemy nową walizkę i upychamy ją tym, co zostało.
Co potem. Dźwigając pakunki z brudnymi ubraniami, pamiątkami i śmieciami do odsiania, wracamy do domu. Tutaj czeka na nas stos rachunków i listów oraz zapchana poczta głosowa z wiadomościami od Joli i Adama, którzy już planują wspólny wyjazd za rok. Po tygodniu spędzonym w sandałach na słońcu – to sytuacja nie do wytrzymania. Dzwonimy więc do pracy. Bierzemy kilka dni wolnego. Zasłużyliśmy sobie na nie.
Tłum. Izabela Pawłowska, MojaWyspa.co.uk
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.