Redaktor "Ealing Gazette" potwierdzał, że stereotypowe wyobrażenie o nowo przybyłym Polaku zarabiającym poniżej stawki minimalnej, dzielącym wynajmowany pokój z obcą osobą, zaniedbanym i źle się odżywiającym zmieniło się w ciągu ostatnich lat.
- W większości przypadków pracują poniżej kwalifikacji – mówił "Dziennikowi" Shujaul Azam, wykazując dobre rozeznanie tematu. – Około 30% Polaków, którzy wyjeżdżają do Wielkiej Brytanii to osoby z wykształceniem wyższym. Można by po nich spodziewać się wysokich aspiracji. A tymczasem te osoby znajdują zatrudnienie, ale poniżej swoich umiejętności, edukacji, kwalifikacji. To są prace w budownictwie, przy sprzątaniu, prace pomocnicze w przemyśle, wreszcie prace w gastronomii czy w hotelarstwie. Z czasem awansują, dają upust swym ambicjom. Polacy są postrzegani, jako dobrzy i sumienni pracownicy, chętni do wszelkiej pracy, a poza tym są samodzielni, dumni i ambitni. Takich ludzi można mieć za sąsiadów – przekonywał Shujaul Azam.
O Polsce na Wyspach
Od czasu wejścia do Unii zwiększono starania, by na Polskę patrzono nie tylko z perspektywy "taniej siły roboczej". I ten obraz się zmienia. Początkowym sukcesem było medialne wykreowanie sympatycznej postaci "polskiego hydraulika". To była odpowiedź na straszenie zalewem tanich robotników z Polski. Ten młody Polak puszczał oko z plakatu: "Europo, przyjeżdżaj do nas".
Ten świetny pomysł sięgał do bezceremonialnego dowcipu krążącego po Niemczech: "Jedź do Polski, twój samochód już tam jest!" Sam żart z hydraulikiem w tym kontekście świetnie się wybronił, choć sam w sobie był nieco kontrowersyjny. Ale mniejsza o podtekst i seksapil młodego Polaka – tu liczyło się dobre przyjęcie. O Polsce i Polakach było głośno na Wyspach i w całej Europie. Mówiono z ogromną sympatią. A takiej reklamy nie kupi się za żadne pieniądze.
Podobne kampanie trzeba regularnie powtarzać. By tymczasem skończyło się na jednym hydrauliku czy pielęgniarce. Czy samolocie z polskiego dywizjonu wsadzonym bezmyślnie na plakat propagandowy brytyjskich nacjonalistów. "Polska!Year" jest tu wyjątkiem.
Polacy muszą się lepiej promować. Wtedy tylko będą się nami inni interesować, odwiedzać, podróżować. Przychodzi na myśl jeszcze jeden z plakatów reklamujących Polskę, na którym zakreślono wokół Londynu koło pokazując, że Warszawa leży bliżej stolicy Anglii, niż chociażby Madryt. W rzeczy samej w mentalności Anglika Polska nie leży stosunkowo blisko, w centrum Europy, ale gdzieś w gorszej, wschodniej jej części…
Brytyjczycy ruszyli w nasze strony. W angielskiej telewizji pojawiły się programy odkrywające te strony Europy. Choćby ostatnio, gdy omawiano wartość nieruchomości w 20 krajach Europy. Prowadzono dywagacje, w jakim kraju warto zainwestować, by po 10 latach zyskać najwięcej i Polska znalazła się w gronie najlepszych – na drugim miejscu. Choć to tylko spekulacje, to jednak działają na wyobraźnię i budzą spore zainteresowanie Brytyjczyków.
Ambasador polskiej sprawy
Dwa lata po rozszerzeniu UE Jack Straw (wówczas minister spraw zagranicznych) w rozmowie z "Dziennikiem" powiedział: "My w Anglii mamy specjalny stosunek do Polski". Miał na myśli zarówno najstarszych, czyli społeczność pokolenia wojennego, jak i swoich rówieśników - kolegów, którzy są polskiego pochodzenia, chociaż - to zaznaczył z uśmiechem - "trudno to poznać, bo mówią z okropnym regionalnym akcentem", wreszcie nowo przybyłych, którzy mają opinię sumiennych, szanujących swoją pracę. To odpowiedź chwalebna, godna dyplomaty. Ale przecież prawdziwa.